Dawniej nie było innej możliwości. Każdy zjazd na nartach wiązał się z podejściem pod górę. Ale moda na wycieczki narciarskie wróciła – i to ze zdwojoną siłą. Czytając o wyczynach pionierów narciarstwa, można tylko zdejmować czapki z głów. Na ciężkich, długich, drewnianych nartach i o bambusowych kijach pokonywali góry, zaliczając zjazdy, które dziś potrafią przysporzyć kłopotu niejednemu narciarzowi.
Od lat 20 i 30 XX w., kiedy powstawały pierwsze ośrodki sportów zimowych, narciarzy zaczęło przybywać. Stopniowo coraz nowocześniejsze wyciągi i boom na narciarstwo alpejskie zepchnęły słynne narciarskie wyrypy na margines. Narciarska historia zatoczyła jednak koło. Paradoksalnie, tym razem rozwój technologii spowodował, że coraz więcej osób, uciekając z zatłoczonych stoków, zaczyna szukać innych form narciarstwa.
Wybór, jaki oferują dziś producenci sprzętu: superlekkie narty, łatwe w obsłudze wiązania, karbonowe buty czy cała gama szerokich desek, dających maksimum radości w puchu, a jednocześnie dość lekkich, by nie umordowały na podejściu – to wszystko zachęca do odstawienia wysłużonych slalomek do szafy i spróbowania czegoś nowego.
Jak to, na nartach pod górę? – takie pytanie jeszcze kilka lat temu było na porządku dziennym, a na trenujących czasem z boku trasy skitourowców narciarze zjazdowi patrzyli jak na szaleńców. Teraz jeśli ktoś pyta, to najczęściej dlatego, że chce się dowiedzieć, jak to działa i samemu spróbować. Zatem kilka słów wyjaśnienia.
O co chodzi?
Skitouring to po prostu górskie wycieczki na nartach, podejścia i zjazdy. Pożegnać się z wyciągami pozwalają narty wyposażone w specjalne, ruchome wiązania i naklejane foki.
Cała tajemnica leży w pasie materiału (moherowego, syntetycznego lub innego), który nakleja się na ślizg. Odpowiednio ułożone włoski umożliwiają przesuwanie narty w górę, jednocześnie zapobiegając jej obsuwaniu w dół. Drugim nieodzownym elementem wyposażenia skitourowca są wiązania, które ustawione na tryb chodzenia zostawiają piętę luźną (podobnie jak na biegówkach czy śladówkach). Do zjazdu but wpina się tak, jak w klasycznych wiązaniach narciarskich. Do niedawna część wiązań przypominała te zjazdowe – but wpina się wówczas w ruchomą szynę. Obecnie coraz więcej firm produkuje wiązania „pinowe”, które są dużo lżejsze. Tu but trzymają tylko dwa bolce w przedniej części wiązania (do tego konieczne są buty skitourowe ze specjalnymi wypustkami).
Klasyczne narty skitourowe różnią się od zjazdowych przede wszystkim wagą, bo przy dłuższym podejściu każdy kilogram więcej jest ogromnym obciążeniem dla nóg (doświadczeni skitourowcy liczą już gramy). Mają też nieco inną konstrukcję, taliowanie i szerokość, dzięki czemu są przystosowane do jazdy w nierównym terenie i głębszym śniegu.
Skitourowe oblicza
Skitouring to tak naprawdę pojęcie bardzo szerokie. Możliwości jest dużo. Podstawowa forma to właśnie długie wycieczki narciarskie, składające się z podejść i zjazdów. Początkujący wybierają przeważnie jeden cel, jak np. Przełęcz pod Kopą Kondracką albo Grześ czy Rakoń w Tatrach Zachodnich. Wycieczka składa się wtedy z jednego podejścia, przepięcia sprzętu na szczycie i zjazdu w dół. Ale apetyt rośnie w miarę chodzenia, więc później przychodzi pora na dłuższe wyrypy (mówiąc językiem narciarskich pionierów), trawersy np. od schroniska do schroniska, złożone z kilku podejść i kilku zjazdów.
Kiedy przenosimy się w teren wysokogórski czy lodowcowy, który wymaga odpowiedniej asekuracji, mówimy raczej o skialpinizmie. Tu nie wystarczają już tylko umiejętności narciarskie. Trzeba wiedzieć, jak bezpiecznie poruszać się po lodowcu czy pokonać skalny uskok lub żleb nienadający się do zjazdu, posiadać odpowiedni sprzęt i umieć go używać.
Wiele osób uprawia tak zwany freetouring, czyli połączenie freeride’u ze skitourami. Świadomie decydują się na szersze i trochę cięższe narty (świetnie nadające się do jazdy w puchu), bo dla nich głównym celem jest zjazd, a nie podchodzenie na nartach. Wybierają krótsze podejścia, które są tylko środkiem do wymarzonego celu.
Inni łapią bakcyla sportowej rywalizacji i idą w kierunku speed touringu czy ski runningu. Tu znaczenie ma każdy gram. Zawodnicze narty są wąskie i ultralekkie (ok. 600 g), buty karbonowe, a w plecaku tylko niezbędne minimum. Liczy się prędkość.
Dla kogo?
Część skitourowców to narciarze, którym znudziła się już jazda po wyratrakowanym stoku. Mają dobrą technikę i przeważnie łatwo im się jest przyzwyczaić do jazdy w terenie. Ktoś, kto dobrze radzi sobie na nartach zjazdowych i ma niezłą kondycję, nie powinien mieć problemu z nartami skitourowymi. Choć kilka wywrotek, zanim nabierze się obycia z kopnym czy zmrożonym śniegiem, to norma. Dla takich osób większym wyzwaniem jest poznanie gór, nauczenie się nawigacji czy później – użycia liny i sprzętu lodowcowego.
Wiele osób sięgających po narty skitourowe to też wspinacze, chcący spróbować nowej dyscypliny lub po prostu ułatwić sobie życie. Nie od dziś wiadomo, że poruszanie się po śniegu jest dużo łatwiejsze, kiedy ma się na nogach narty. Więc zamiast godzinami torować drogę pod ścianę, można zaoszczędzić sobie trochę trudu. A po wspinaniu, zamiast żmudnego zejścia, czeka jeszcze przyjemny zjazd!
Na start
Na pierwsze skitourowe wycieczki warto wybierać w miarę łagodne wzniesienia. Najlepiej brać pod uwagę zarówno komfort podejścia (czy nie jest za stromo), jak i zjazdu, czyli szerokość stoku, pozwalającą na swobodne skręty (wąskie żleby zostawmy sobie na później).
Początkującym najwięcej czasu zajmuje nauczenie się postępowania z nowym sprzętem. Najpierw musimy nakleić foki na ślizgi nart. Kolejny krok to ustawienie wiązań. Tył wiązania musi być zablokowany, skistop ustawiony na poziomo, a pięta luźna (po postawieniu but nie może wpinać się w wiązanie).
Przy podejściu bardzo ważna jest płynność ruchów. Kroki powinny być długie, a narty suwać po śniegu. Ich podnoszenie powoduje tylko niepotrzebne zmęczenie i utratę równowagi. To samo dotyczy tempa. Pierwszy odcinek drogi zwykle jest łagodny i wiele osób, idąc z łatwością, wyrywa się do przodu. W efekcie szybko się męczą i potrzebna jest przerwa na złapanie oddechu. Lepiej iść wolniej, ale płynnie, bez gwałtownego przyspieszania i częstych przystanków.
Cała zabawa zaczyna się, gdy robi się stromo. Największą zmorą skitourowców początkujących, a czasem i tych zaprawionych w bojach, są nawroty. Stromizn nie pokonujemy na wprost, ale długimi zakosami. W opanowaniu techniki zmiany kierunku pomóc może tylko praktyka i dziesiątki powtórzeń. Przy stromych i oblodzonych podejściach przydadzą się też harszle, czyli specjalne noże przypinane do wiązań. Ich zęby wczepiają się w śnieg i zapobiegają obsuwaniu się nart.
A wszystko to…
Po co się tak męczyć? – zapyta ktoś. To właśnie zjazdy w dziewiczym śniegu i piękne widoki są kwintesencją tego sportu. A jeśli fantastyczny zjazd zaliczyliśmy dzięki własnemu wysiłkowi włożonemu w podejście, satysfakcja jest podwójna!
Na początek lepiej jednak darować sobie głęboki puch i strome żleby, a wybierać teren w miarę równy i pewny. Na szczycie ustawiamy wiązania do zjazdu. Dopiero wtedy odklejamy foki, sklejamy je wpół i chowamy do plecaka (a jeśli planujemy po zjeździe kolejne podejście – pod kurtkę, żeby klej nie zamarzł). Przyzwyczajeni do ciężkich nart zjazdowych na początku możemy poczuć się trochę dziwnie – jakby czegoś na nogach brakowało – ale opanowanie lekkich nart zajmuje krótką chwilę. A potem już tylko szus w dół i można zabrać się za planowanie kolejnej wycieczki.
Sprzęt
Zaczynając skitourową przygodę, nie warto od razu inwestować we własny sprzęt. Za komplet sprzętu na jeden dzień trzeba w wypożyczalni zapłacić około 100 zł. Pożyczając, mamy okazję sprawdzić, na czym się nam dobrze jeździ, no i przede wszystkim – czy kręci nas ten sport. Niektórzy wypożyczają same narty i na pierwszą wycieczkę skitourową idą w zwykłych butach zjazdowych z rozpiętymi klamrami (możliwe tylko przy wiązaniach szynowych). Można. Lepiej jednak oszczędzić sobie otarć i odcisków, które mogą skutecznie zepsuć wycieczkę. Skitourowe zakupy najlepiej zacząć właśnie od wygodnych butów – lekkich i z dużym zakresem ruchu po ustawieniu w tryb chodzenia.
Bezpieczeństwo
Wycieczki skitourowe są piękne, jednak przy lekkomyślnym podejściu mogą okazać się bardzo niebezpieczne. Obowiązkowym wyposażeniem każdego skitourowca jest lawinowe ABC, czyli detektor, sonda i łopata. Nie wystarczy je oczywiście mieć. Trzeba umieć się nim posługiwać i przede wszystkim wiedzieć, jak nie pakować się niepotrzebnie w tarapaty – jakie miejsca omijać, gdzie zachować szczególną ostrożność. Dlatego na początku przygody z tym sportem warto pomyśleć o zrobieniu kursu lawinowego. Takie kilkudniowe przeszkolenia, prowadzone przeważenie przez zawodowych ratowników, dają podstawową wiedzę na temat lawin. Powinien ją mieć każdy, kto zimą rusza w góry.
Barbara Suchy