Żeby zjechać w dół, trzeba najpierw wejść pod górę. Kiedyś nie było innej możliwości, teraz coraz więcej narciarzy decyduje się na to dobrowolnie, uciekając przed zatłoczonymi stokami.
W góry wybieramy się, żeby odpocząć. A zamiast korków na ulicach, ścisku w autobusie i hałasu z pobliskiej budowy, na polskich stokach dostajemy w zamian długi ogonek do wyciągu, przepychankę podczas zjazdu i muzykę dudniącą z głośników.
Ale jest na to sposób. Dzięki nartom skitourowym wyposażonym w specjalne wiązania i foki możemy pożegnać się z wyciągami. Podczas podejścia mamy okazję popracować nad swoją kondycją, a w nagrodę dostajemy zjazd w dziewiczym śniegu i piękne widoki.
Jak to działa?
Skitouring, czyli po prostu górskie wycieczki na nartach, podejścia i zjazdy, narciarzom przyzwyczajonym do wyciągów może wydawać się niewykonalny. Jak to, na nartach pod górę? – pytają niektórzy.
Cała tajemnica leży w pasie materiału z włoskami ułożonymi w jednym kierunku (moherowego, syntetycznego lub innego), który nakleja się na ślizg. Dzięki niemu narta postawiona w linii spadku stoku dziobem w górę nie zjeżdża. Kiedyś do tego celu narciarze używali pasów z sierści fok – stąd nazwa.
Drugim nieodzownym elementem wyposażenia skitourowca są wiązania, które ustawione na tryb chodzenia trzymają but tylko z przodu (pięta jest luźna, podobnie jak na biegówkach). Są dwa typy: półkowe, w których but podnosi się wpięty w ruchomą szynę, oraz TLT (dużo lżejsze). Tu but trzymają tylko dwa bolce w przedniej części wiązania (ale do tego konieczne są buty skitourowe ze specjalnymi wypustkami).
Większość osób zaczynających przygodę ze skitouringiem nie może na początku uwierzyć, że taki system utrzyma but w czasie podchodzenia i w zjeździe, ale trzeba mu zaufać – to naprawdę działa.
Również narty skitourowe różnią się od zjazdowych – przede wszystkim tym, że są lżejsze. To bardzo ważne, bo przy podchodzeniu każdy kilogram więcej jest ogromnym obciążeniem dla naszych nóg.
Start
Pierwszą wycieczkę skitourową można odbyć w zwykłych butach zjazdowych (ale tylko używając wiązań półkowych), do podejścia rozpinając w nich klamry. Lepiej jednak wypożyczyć cały zestaw (narty, foki, buty, kije). Oszczędzimy sobie w ten sposób otarć i odcisków, które mogą zepsuć wycieczkę i skutecznie zniechęcić do skitouringu.
Za komplet sprzętu na jeden dzień trzeba w wypożyczalni zapłacić około 100 zł. Nie warto od razu inwestować we własny sprzęt – pożyczając mamy okazję przetestować kilka modeli nart i sprawdzić, na których najwygodniej się nam podchodzi i zjeżdża. Skitourowe zakupy najlepiej zacząć od wygodnych butów.
Na pierwsze kroki na nartach skitourowych najlepiej wybrać łagodne wzniesienie. Naukę można rozpocząć samemu lub umówić się na takie wyjście z przewodnikiem.
Ktoś, kto dobrze radzi sobie na nartach zjazdowych i ma niezłą kondycję, nie powinien mieć problemu z maszerowaniem na nartach skitourowych. Skitouringu w zasadzie nie trzeba się „uczyć”, wystarczy nabrać wprawy w obsłudze sprzętu i płynności ruchów.
Nie można jednak zapominać o bezpieczeństwie. Wycieczki skitourowe są piękne, jednak przy lekkomyślnym podejściu mogą okazać się bardzo niebezpieczne. Obowiązkowym wyposażeniem każdego skitourowca jest zestaw lawinowy, czyli detektor, sonda i łopata. Ale nie wystarczy je mieć. Trzeba umieć się nimi posługiwać i przede wszystkim wiedzieć, jak nie wpakować się w tarapaty – jakie miejsca omijać, gdzie zachować szczególną ostrożność.
Dlatego na początku przygody ze skitouringiem warto pomyśleć też o odbyciu kursu lawinowego. Takie przeszkolenia, prowadzone przez ratowników TOPR i GOPR, dają podstawową wiedzę na temat lawin, którą każdy skitourowiec powinien mieć.
W górę…
Na starcie najwięcej czasu pochłania nauczenie się postępowania z nowym sprzętem. Najpierw musimy nakleić foki na ślizgi nart. Zaczynam od dołu, zaczepiając specjalny haczyk o nartę, naciągamy fokę, zahaczamy o dziób, a na koniec wygładzamy ręką (z góry na dół). Jeśli jest wyjątkowo zimno (a wiemy, że naszą wycieczkę zaczynamy od podejścia) foki lepiej nakleić jeszcze w domu, bo przy niskich temperaturach klej słabiej trzyma. Naklejając fokę, sprawdźmy też, czy ślizg jest suchy i czysty – krople wody, trawa, igiełki zmniejszają przyczepność kleju.
Kolejny krok to ustawienie wiązań. Tył wiązania musi być zablokowany, skistoper ustawiony na poziomo, a pięta luźna (po postawieniu but nie może wpinać się w wiązanie).
Przy podejściu bardzo ważna jest płynność ruchów. Kroki powinny być długie, a narty mają suwać po śniegu. Nie podnosimy ich – to powoduje tylko niepotrzebne zmęczenie i utratę równowagi. Kijkami pracujemy podobnie jak na nartach biegowych, czyli na zmianę prawy kijek i lewa narta, lewy kijek i prawa narta.
Pierwszy odcinek drogi przeważnie jest płaski i wiele osób idąc z łatwością, wyrywa się do przodu. W efekcie szybko się męczą i potrzebna jest przerwa na złapanie oddechu. Dlatego lepiej iść wolniej, ale płynnie, bez gwałtownego przyspieszania i przystanków.
Cała zabawa zaczyna się, gdy robi się stromo. Największą zmorą początkujących (a czasem i zaprawionych) skitourowców są nawroty. Jeśli stok jest mocno nachylony nie idziemy na wprost, ale zakosami, czyli zygzakiem od jednego brzegu stromizny do drugiego. Aby się obrócić, trzeba przestawić górną nartę w kierunku, w którym będziemy szli i dołożyć do niej dolną. Nie jest to łatwe z luźną piętą, więc można pomóc sobie energicznym zamachem i uderzeniem piętą w nartę.
Przy stromych i oblodzonych podejściach przydadzą się harszle, czyli specjalne noże przypinane do wiązań. Ich zęby wczepiają się w śnieg i zapobiegają obsuwaniu się nart.
Możemy też zmieniać podparcie pięty w wiązaniu (są trzy pozycje: płaska, średnia i mocno podwyższona – na największe stromizny). Ale coś za coś. Im wyżej opiera się but, tym krok jest krótszy, a równowaga mniejsza – jak na obcasach.
…i w dół
W zależności od tego, jak zaplanujemy naszą wycieczkę, zjeżdżać można przygotowaną trasą lub poza nią. Na początek lepiej jednak podarować sobie głęboki puch i strome żleby, a wybierać teren równy, ubity i pewny.
U góry ustawiamy wiązania do zjazdu. W półkowych trzeba zablokować szynę, w TLT przekręcamy tylną kostkę, tak, by bolce wystawały w stronę buta. W takiej pozycji skistoper jest odblokowany, więc narta nie pogna sama w dół. Dopiero wtedy odklejamy foki, sklejamy je wpół i chowamy do plecaka (a jeśli planujemy po zjeździe kolejne podejście – pod kurtkę, żeby klej nie zamarzł).
Przyzwyczajeni do ciężkich nart zjazdowych na początku możemy poczuć się trochę dziwnie – jakby czegoś na nogach brakowało – ale opanowanie lekkich nart zajmuje krótką chwilę. A potem już tylko zjazd w dół i można zabrać się za planowanie kolejnej wycieczki. Bo bardzo łatwo jest połknąć skitourowego bakcyla.
Barbara Suchy