Dorota Rasińska-Samoćko, himalaistka, prawniczka, dyplomatka, autorka książek, podróżniczka i zdobywczyni Korony Himalajów jest na dobrej drodze do zdobycia Korony Ziemi. Niedawno zdobyła Puncak Jaya (4884 m), czyli Piramidę Carstensza. Oto relacja z wyprawy.
***
Piramida Carstensza w Nowej Gwinei to niesamowita góra i jednocześnie przygoda. Stanęłam na jej szczycie 5.03 o godz. 9.20. To był mój przedostatni szczyt do Korony Ziemi, którą chcę dołączyć do już osiągniętej Korony Himalajów i Karakorum.
Po pierwsze nie jest łatwo dostać się na nie tylko na samą Nowa Gwineę, ale też uzyskać permit wspinaczkowy. Piramida była kilka lat zamknięta z różnych przyczyn, jak pandemia, czy spory pomiędzy lokalnymi plemionami. I jak tylko przyleciałam to właśnie pojawiły się znowu trudności, jak długie staranie się o zezwolenia, jak okupacja lotniska przez lokalne plemię, jak wypadek śmiertelny, który na kilka dni wstrzymał wspinaczkę.

Wreszcie po pokonaniu tych trudności i po kilku dniach oczekiwania na pogodę, lecę do BC helikopterem 4.03. To 30 minut wrażeń, bo jest przelot nad dżunglą, nad wijącymi się rzekami i największą kopalnią odkrywkową złota. Ląduję w Bazie na 4230m n.p.m. witana przez policjantów z bronią dla naszego bezpieczeństwa. Wokół roztacza się cudowna skalista sceneria, bo jesteśmy u stóp 600 metrowej ściany prowadzącej na sam szczyt.
Jako lider naszego 3-osobowego teamu podejmuję decyzję, że wyruszamy na szczyt już w nocy, mimo braku aklimatyzacji, bo pogoda jest niepewna i istnieje ryzyko opadów śniegu. Wyruszam więc 5.03, około 4.20 na atak szczytowy, idziemy do pierwszego, drugiego i trzeciego tarasu, a potem przed nami most linowy – gdzie przechodzimy po pojedynczej linie nad przepaścią. Następnie trasa wiedzie granią, gdzie jest kilka ciekawymi skalnych przejść i cieszę się już promieniami wschodzącego słońca i przepięknymi widokami.

Po 5 godzinach jestem już na szczycie, o wiele szybciej niż myślałam, przepełnia mnie ogromna radość. Jestem na wierzchołku Piramidy Carstensza, choć widoki ogranicza panująca mgła. Jednak nie umniejsza to satysfakcji. I jeszcze ponad 2 i pół godziny powrotu z emocjami, bo ostatnie 30 minut to tropikalna ulewa, a w skalnych rynnach którymi wracamy tworzą się wodospady i jest to powrót w warunkach bardzo wymagających. Już w BC dodatkowo brodzimy w błocie, a i w namiotach jest wilgotno, bo ulewy, które zdążają się tu prawie codziennie mają tropikalną intensywność.

A jeszcze będzie powrót do Timika z problemami, bo pogoda ogranicza ilość przelotów helikopterem i do tego musimy zostawić część bagaży w Bazie, aby doleciały potem. Jednak wszystko przebiegło zgodnie z planem i z szybkim wejściem i bezpiecznym powrotem.
Byłam liderem zespołu w skład którego wchodzili jeszcze – Jacek Łapiński i Paweł Gostyński. Wyprawa była zorganizowana przy współpracy z 4challenge.

Dorota Rasińska-Samoćko