Uczymy się jej, podziwiamy, poznajemy jej urok – podczas dalekich podróży oraz w zakamarkach nieodległych i niepozornych. Mozaikowy charakter piękna naszej planety znajduje wyraz w jej bioróżnorodności, a także w samym człowieku, który jest częścią natury.
***
Eksplorujemy do granic wytrzymałości – fizycznych i mentalnych, aby poznać i zrozumieć świat. Niektórzy, jak Ronald Garan, zapuszczają się dalej niż inni. Czy podróż kosmiczna zmienia człowieka, jego spojrzenie na ziemskie problemy? W rozmowie z Michałem Gurgulem emerytowany astronauta NASA zdaje się to potwierdzać, opowiadając o ekologii, przyszłości naszej planety i roli, jaką w tym wszystkim odgrywa obcowanie z naturą.
„Spacerowałeś” w przestrzeni kosmicznej. Dzisiaj chciałbym, abyśmy razem przeszli się po osi czasu, poznając wydarzenia i odwiedzając miejsca, które ukształtowały Twoje poglądy. Wędrówkę rozpoczynamy w 1968 r. Myślę, że wiesz dlaczego.
Miałem wtedy 7 lat, więc chyba bardziej niż moje poczynania w tym czasie interesują Cię losy pierwszego lotu załogowego na orbitę wokółksiężycową. W wigilię świąt 1968 r. załoga Apollo 8 dotarła na orbitę Księżyca. Stało się wtedy coś niezwykłego, osiągnęliśmy kolejny stopień rozwoju cywilizacji, z którego mogliśmy wejrzeć we własne, skromne istnienie z nowej perspektywy. To był wspaniały widok, dosłownie i w przenośni.
Co takiego się wydarzyło?
Podczas czwartej orbity, gdy Apollo 8 wraz z załogą wyłonił się zza ciemnej strony Księżyca, podekscytowany Frank Borman [dowódca misji – red.] zawołał resztę załogi. Po raz pierwszy w historii ludzkim oczom ukazał się widok Ziemi, wschodzącej nad horyzontem Księżyca, zawieszonej w czerni wszechświata. Po raz pierwszy widok ten został uwieczniony na kliszy. Zastanawiam się, czy astronauci zdawali sobie sprawę z wymowy tego momentu. To zdjęcie zmieniło sposób, w jaki patrzymy na naszą planetę i na siebie samych. W tym prostym obrazie jest głębokie przesłanie: jesteśmy wspólnotą podróżującą na jednej planecie, zmierzającą ku wspólnej przyszłości.
Mam jednak wrażenie, że to poczucie wspólnoty może i przemknęło przez świadomość zbiorową, ale później ruszyliśmy dalej, niestety nie zawsze w dobrym kierunku… Za chwilę do tego wrócimy, najpierw jednak opowiedz proszę o Twoim spotkaniu z Ziemią widzianą z kosmosu. To było 40 lat po misji Apollo 8.
Tak, podczas mojej pierwszej misji w 2008 r. na pokładzie promu kosmicznego Discovery. Wyjrzałem przez okno i oniemiałem z zachwytu. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, było to, jak niezwykle cienka jest atmosfera. Jak kartka papieru. A przecież to tu mieści się całe życie. Gdy patrzymy z ziemi, niebo nad naszymi głowami zdaje się rozpościerać w nieskończoność, w rzeczywistości ta warstwa jest bardzo nisko. Patrząc z daleka, zdajemy sobie sprawę, jak niewiele trzeba, by ją zaśmiecić.
Pomimo tej kruchości zakochałeś się w widoku Ziemi.
Nie da się oprzeć niekończącym się tańcom kolorów i świateł. Przedstawienie nabiera tempa podczas przejścia na ciemną stronę orbity Ziemi. Burze rzucają długie cienie na horyzoncie, chmury przechodzą kolejne stadia: czerwieni, szarości, a w końcu czerni. Po ciemnej stronie zauważasz świadectwa ludzkiej obecności: światła miast i miasteczek. Ziemia przypomina żyjący i oddychający organizm. Widać przypominające flesze aparatów błyskawice i kurtyny zórz polarnych zwisające, jak się wydaje, na wyciągnięcie ręki.
To musi być wyjątkowe doświadczenie.
Najbardziej ekstremalne, wizualne i transformujące. Ale nie tylko! Poczułem również głęboką wdzięczność za to, że mogę ją oglądać z tej perspektywy, a przede wszystkim za to, że jest. Fizyczne odłączenie od Ziemi sprawiło, że poczułem się jeszcze bardziej związany z nią oraz zamieszkującymi ją ludźmi. To uczucie odłączenia potęguje nienaturalne otoczenie, jakim jest stacja kosmiczna. Jedynymi dźwiękami są tam odgłosy pomp i wentylatorów systemu podtrzymywania życia.
Czułeś się wyobcowany?
Tylko częściowo. Gdy słuchaliśmy muzyki lub oglądaliśmy wydarzenia sportowe z kolegami z załogi, lub gdy dostrzegałem z góry miejsca na Ziemi, w których spędziłem trochę czasu, eksplorując je i ciesząc się przyrodą, czułem jak wiele nas łączy. Za sprawą orbitalnej perspektywy byłem w stanie jeszcze wyraźniej dostrzec to, co zawsze było prawdą: jesteśmy jedną ludzką rodziną o wspólnych korzeniach.
Rozmawiając z Tobą mam wrażenie, że eksploracja kosmosu może budzić pewien rodzaj wrażliwości. Zgodzisz się z tym?
Chyba tak. Niemal wszyscy astronauci przechodzą przemianę. Misje kosmiczne pomagają poznać naturę świata, zrozumieć sieć powiązań i zależności, która go spowija. Uzmysławiają, jak bardzo jest delikatny. Potrzeba ochrony i dbania o środowisko naturalne staje się silniejsza niż wcześniej.
Mam nadzieję, że podróż w kosmos nie jest jedynym sposobem, by osiągnąć ten stan.
Oczywiście, że nie. Chodzi o kontakt z naturą. Każda podróż otwiera oczy, każda aktywność na świeżym powietrzu pozwala nawiązać nić porozumienia ze światem. Czasem wystarczy po prostu posiedzieć pod drzewem – sposobów jest wiele.
A jakie są Twoje, te ziemskie?
Dużo wędruję z plecakiem, często z namiotem – bardzo lubię biwaki w dziczy. Radość sprawiają mi również dalsze podróże backpackerskie. Na co dzień uprawiam sporty typu crossfit czy jogging, ale to drugorzędna sprawa. Najważniejsze jest dla mnie obcowanie z naturą, wejście w nią, próba zrozumienia jej mechanizmów – to są bardzo ważne sprawy.
Dlaczego?
W którymś momencie rozwoju cywilizacji uznaliśmy, że możemy operować w pewnej części globu zupełnie niezależnie od tego, co dzieje się wokół. Nadal niektóre państwa żyją w tym przeświadczeniu i w obrębie swoich granic robią, co chcą. Tymczasem środowisko naturalne nie ma granic, mała zmiana „tu” ma wpływ na „wszędzie” – efekt motyla. Najłatwiej zauważyć to na przykładzie zanieczyszczenia powietrza i wody. Obraliśmy więc trajektorię, która prowadzi do zagłady. Nie planety, bo ona przetrwa, ale wszelkiego życia na jej powierzchni. Jestem pewien, że zmiana kursu jest w naszym najlepszym interesie.
Do tego potrzebna jest świadomość wspólnej przyszłości, o której mówiłeś wcześniej. Zrozumiałeś to podczas pierwszej misji kosmicznej. Czy to znaczy, że nie miałeś jej wcześniej?
Nie. Urodziłem się w 1961 r., czyli wtedy gdy Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek poleciał w kosmos. Pięćdziesiąt lat później startowała moja druga misja. Prom, dla uczczenia okrągłej rocznicy, nosił nazwę „Gagarin”. Startowaliśmy z tego samego miejsca, ja i rosyjscy oficerowie. Stałem pośrodku dawnej, tajnej bazy sowieckiej u podstawy rakiety, która miała nas zabrać na pół roku w kosmos. Spojrzałem w górę. Na boku rakiety, ramię w ramię, widniały dwie flagi: amerykańska i rosyjska. Ten obraz wrył mi się w pamięć na zawsze.
Zwróć uwagę, że przez pierwszych 15 lat mojego dorosłego życia uczyłem się bronić swojego kraju przed Rosjanami, najgroźniejszym wrogiem USA w tym czasie. Byłem pilotem myśliwca w czasie Zimnej Wojny. Widziałem jej okrucieństwa. Żyłem w świecie dwubiegunowym – my kontra oni. Na takich fundamentach osadzona była nasza cywilizacja: ziemie podzielone pomiędzy państwa, walka o surowce, walka w imię ideologii. W tej wojnie brały udział nie tylko nacje, ale również religie, koncerny, partie polityczne, a nawet organizacje non-profit. Fotografia z Apollo 8, przedstawiająca delikatną oazę życia, planetę bez granic, poszła w niepamięć.
Czy podkreślanie różnic nie leży czasem w ludzkiej naturze?
Rzeczywiście, mamy w zwyczaju skupiać się bardziej na różnicach, niż podobieństwach. Na strachu zamiast na otwartości, na tym, co nas dzieli zamiast na tym, co nas łączy. W dużej mierze te uczucia podsycają rządzący, którzy czerpią korzyści z naszych uprzedzeń. Wpływają na masy za pośrednictwem różnych kanałów. A później spotykamy się twarzą w twarz, nawiązujemy nowe znajomości i na wierzch wypływają podobieństwa. Okazuje się, że różnic jest niewiele, a łączy nas wszystko to, co czyni z nas ludzi. Za to również cenię podróże. Nic innego nie uczy tolerancji i nie jednoczy tak, jak one.
Czy nastąpi przełom?
Może. Koncepcja świata podzielonego granicami sprawdzała się przez jakiś czas. Teraz mamy większą świadomość wszechobecnych powiązań, widzimy, że dotychczasowa polityka i gospodarowanie zasobami doprowadziło nas na krawędź przepaści. Nie możemy dłużej operować dwuwymiarową mapą – aby przetrwać musimy na każdy problem spoglądać przez pryzmat świata jako całości. Rządy i korporacje mają niesamowitą moc – mogą zarówno niszczyć, jak i budować naszą przyszłość. Mam nadzieję, że kończy się era obsesji na punkcie wzrostu, współzawodnictwa, podbojów i maksymalizacji zysku za wszelką cenę. Jestem w stanie wyobrazić sobie nową epokę opartą na współzależności, myśleniu długoterminowym i głębokiej współpracy. Te trzy filary owinąłbym jeszcze w koc empatii.
Mówisz o przyszłości, w której na świecie w spokoju i harmonii żyje 10 miliardów ludzi. Taką przyszłość chcielibyśmy widzieć dla swoich dzieci, ale czy to w ogóle możliwe?
W pracy na rzecz zrównoważonego rozwoju często dopada mnie frustracja. Wałkujemy temat globalnego ocieplenia, zakwaszenia oceanów, wycinki lasów etc., często nie dostrzegając przyczyn tych problemów. Myślę, że musimy zrobić krok w tył. Spoglądając na Ziemię z okna ISS [Międzynarodowej Stacji Kosmicznej – red.] widziałem biosferę tętniącą życiem. Nie widziałem ekonomii, abstrakcyjnych sieci komputerowych czy finansowych. Gospodarka jest podzbiorem wobec społeczeństwa, które z kolei jest zależne od dobrodziejstw natury. Ekonomia jest więc zależna od biosfery, a nie odwrotnie. Tymczasem systemy polityczne, biznesowe, a nawet kulturowe przyzwyczaiły nas do traktowania każdego surowca, każdej formy życia na Ziemi jako podległego, należącego się nam źródła, z którego możemy czerpać bez końca. Układ ekonomia-społeczeństwo-planeta powinniśmy zastąpić relacją planeta-społeczeństwo-ekonomia, i nie chodzi tu o jakąś ekologiczną ideę – to są realia naszego świata.
Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłości taką filozofię podzielać będą rządzący i biznesmeni. Na koniec chciałbym zapytać Cię jeszcze o powrót do domu, powrót na Ziemię po półroczu spędzonym na ISS.
Procedura była następująca: wsiedliśmy do statku kosmicznego i okrążyliśmy kilka razy planetę. W momencie, w którym znajdowaliśmy się nad południowym krańcem Afryki, odwróciliśmy statek, za oknem mignął sierp Księżyca i odpaliliśmy silniki. Rozpoczął się ognisty i dość brutalny proces wejścia w atmosferę, 5 mil na sekundę. Gdy się przedarliśmy, otworzył się spadochron i kilka chwil później wylądowaliśmy, to znaczy uderzyliśmy w ziemię na tyle mocno, że nasza kapsuła podskoczyła, przeturlała się kilka razy i ostatecznie zatrzymała się na boku.
Tym razem za moim oknem (skierowanym ku ziemi) dostrzegłem kamień, kwiatek i źdźbło trawy. „Jestem w domu”, pomyślałem. Co ciekawe, wylądowaliśmy w Kazachstanie, więc w tym momencie „dom” nie oznaczał dla mnie Huston w Teksasie, gdzie mieszkam z rodziną, a Ziemię. Nasza definicja słowa „dom” ma wyraźny wpływ na to, w jaki sposób rozwiązujemy problemy. Planetę traktujemy tak, jak traktujemy siebie nawzajem. Rozwinięcie definicji tego słowa nie oznacza, że powinniśmy zapomnieć, skąd pochodzimy, ale zrozumieć szerszy kontekst. Jestem przekonany, że wśród najlepszych sposobów poszerzania tej świadomości są podróże, sport i szeroko pojęty outdoor.
***
Czy potrzebujemy podróży kosmicznych?
Komercyjne loty w kosmos to temat kontrowersyjny. Postrzegamy je raczej jako kulminację rozbuchanego konsumpcjonizmu, niepotrzebną zachciankę najzamożniejszych. Wiemy też, że są szkodliwe dla środowiska.
Na drugim końcu skali (w tym przypadku nie ma nic pośrodku) znajduje się eksploracja wszechświata w imię nauki. Także w tym przypadku rozgorzeje dyskusja, której wynik nie będzie prawdopodobnie jednoznaczny.
Tak poradził sobie z tym dylematem amerykański astronom i popularyzator nauki, Carl Sagan:
„Odpowiedzialnością naukowców jest to, by nigdy nie tłumić wiedzy, niezależnie od tego, jak dziwna by nie była, niezależnie od tego jak niewygodna dla tych u władzy; nie jesteśmy dość mądrzy by wiedzieć, które obszary nauki są dopuszczalne, a które nie”.