Zapraszamy na pierwszy odcinek cyklu porad dotyczących trekkingów długodystansowych, w którym postanowiliśmy zestawić opinie najbardziej doświadczonych wędrowców, podróżników i eksploratorów w Polsce. Naszymi gośćmi są: Kamila Kielar, Joanna Mostowska, Agnieszka Dziadek, Mateusz Waligóra, Łukasz Supergan i Rafał Król. Rozmawiamy o różnych rozwiązaniach sprzętowych, a także prosimy o konkretne podpowiedzi, co sprawdza się najlepiej w danych warunkach. Na pierwszy ogień chyba jedno z najważniejszych „narzędzi” wędrowca – buty. W kolejnych odcinkach porozmawiamy o minimalizmie, rodzajach schronień, plecakach, skarpetach, systemach do gotowania, sposobach uzdatniania wody, kontuzjach i sytuacjach awaryjnych, śpiworach, kijach i elektronice.
***
Kamila Kielar
Wiadomo, niskie. Do takich butów też można założyć raczki, a na większości szlaków długodystansowych nie potrzeba pełnych raków. Jeśli więc nie planujemy nie wiadomo jakich podejść, zdecydowanie polecam niskie modele. Podobnie jak w innych sferach związanych z wędrowaniem po szlakach długodystansowych, podglądam biegaczy górskich. Mam dwa absolutnie ulubione modele. Pierwsze to te, w których idę właśnie Continental Divide Trail [rozmowa odbyła się w trakcie trekkingu, w sierpniu 2023 roku – red.] – Hoka Speedgoat 5. Buty mają świetny bieżnik i bardzo trwałą podeszwę marki Vibram, co ma ogromne znaczenie na takich dystansach, bo zmienianie butów co trzy tygodnie jest naprawdę wkurzające (a tak bywa z niektórymi butami ultralekkimi). To buty typu „poduszkowego”, nigdy nie miałam wygodniejszych. Bardzo cenię też model Speedcross 5 marki Salomon, który sprawdza się nieco lepiej na szlakach wymagających precyzji. Są trochę węższe i dają lepszą manewrowalność. Świetnie sprawdziły się dwa lata temu na szlaku Slovenian Mountain Trail, gdzie są odcinki via ferrat.
W Polsce niskie buty wciąż budzą pewną podejrzliwość. A to one way ticket. Jeśli już raz sprawdzisz, jak w takich niskich, przystosowanych do biegów, wspomagających chód i lekkich butach chodzi się długie dystanse, nie będzie powrotu do butów wysokich. Oczywiście nie mówię o warunkach zimowych, ale o trzysezonówkach na szlaki, z których korzysta większość z nas. Po pewnym czasie wiązania i ścięgna w kostce wzmacniają się, podczas gdy trzymanie kostki w butach wysokich jest iluzoryczne, znacznie więcej sensu ma naturalne wytrenowanie i wzmocnienie stopy.
Niskie buty mają też tę przewagę, że szybko schną. To ważne, bo często na długich szlakach nie ma mostów, bywa, że co dziesięć minut musisz przekraczać rzekę w bród. Ważna jest też niska waga. Znacznie lepiej jest mieć lekkie i szybkoschnące buty, niż cięższe modele z membraną. Uważam, że Gore-Tex w górach nie ma sensu! Przy długiej, ciągłej ulewie i tak nie pomoże, a tylko zwiększa wagę butów, utrudnia ich suszenie i powoduje odparzenia stóp.
Zero drop to moda. Broń nie do końca zła, ale obusieczna. Większość butów, również codziennych, ma podniesioną piętę. Mówi się, że ten zerowy drop (pięta i palce na tej samej wysokości) jest bardziej naturalny, wspomaga pierwotny chód człowieka. Z pewnością tak jest, ale – co bardzo ważne – nie u każdego. Część osób, przyzwyczajona przez całe swoje życie do chodzenia w butach z nieco podniesioną piętą, ma tak ustawiony kościec, że nagłe przejście na but z zerowym dropem może okazać się szkodliwe. Mogą pojawić się problemy ze ścięgnem Achillesa, kolanami lub biodrami.
Reasumując: niskie buty biegowe, bez membrany i ostrożnie z zerowym dropem. Konieczny dodatek do takich butów na długim dystansie to ultralekkie stuptuty, które ochronią nasze stopy przed kamyczkami, piaskiem, kurzem, nasionami traw i innymi irytującymi rzeczami. Nic nie ważą, nie uciskają i nie przeszkadzają. Polecam Dirty Girl Gaiters – to kolejny bilet w jedną stronę.
Mateusz Waligóra
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie ma najlepszego plecaka, najlepszych butów czy najlepszego namiotu. Wszystko uzależnione jest od tego, czego oczekujemy i w jakich warunkach będziemy wędrować.
„Wysokie czy niskie” to sprawa bardzo indywidualna. W trakcie marszu wzdłuż Bałtyku i wyprawy Morskie Opowieści korzystałem z niskich butów Altra Lone Peak 4. Niestety, doznałem wtedy zmęczeniowego złamania kości śródstopia. Przy moich gabarytach, wadze i dwóch metrach wzrostu takie buty nie zdają egzaminu. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mają wielu wyznawców, szczególnie wśród osób chodzących szlaki długodystansowe. Pewnie Agnieszka lub Kamila używają ich z powodzeniem. Natomiast w moim przypadku takie buty nie sprawdzają się. Ponadto Altra Lone Peak 4 zużywają się zbyt szybko.
Od kilku lat korzystam więc z butów za kostkę. Moim ulubionym modelem jest nieprodukowany już Meindl Tasmania. Wykonane ze skóry, zarówno w środku, jak i na zewnątrz nie posiadają membrany, bardzo dobrze oddychają i schną w przyzwoitym czasie. Przede wszystkim jednak dopasowują się do stopy, dzięki czemu są po prostu bardzo wygodne. Jeśli chodzi o buty wysokogórskie, w ostatnich latach używałem modelu Scarpa Phantom 8000.
Noszę buty wysokie, bo jestem raczej dużym i ciężkim człowiekiem. Na wyprawie w Boliwii złamałem nogę i od tego czasu czuję, że dodatkowa stabilizacja w okolicach kostki jest mi bardzo potrzebna. W takich butach czuję się bezpieczniej, pewniej i jest mi w nich najzwyczajniej w świecie wygodnie.
Uważam też, że bardzo ważnym typem obuwia są sandały. Od wielu lat korzystam z sandałów Keena z zabudowanymi palcami. Sprawdzają się szczególnie dobrze na rowerze. Keen Newport to chyba jeden z moich ulubionych modeli. Z kolei odkryte i lekkie sandały to modele Creek lub Hike marki Lizard. Z nich również korzystam od wielu lat.
Joanna Mostowska
Wszystko zależy od tego: kto, gdzie i na jak długo? Po górach od dawna poruszam się głównie biegiem i marszobiegiem. Albo na nartach. Jeśli biegam, zawsze mam na sobie buty biegowe, czyli niskie. I już nie wyobrażam sobie chodzenia latem w butach za kostkę. Każdy jednak musi wybrać najlepszy but dla siebie, bo jesteśmy różni! Ja nigdy nie skręciłam kostki, mam mocne nogi, dlatego niskie modele mi pasują. Zwykle wybieram te z Decathlonu – tanio i wygodnie.
Oczywiście to dotyczy gór bezśnieżnych. W górach wysokich i śnieżnych, gdzie należy mieć ze sobą raki, buty niskie nie zdadzą egzaminu.
Na długie wędrówki narciarskie zabieram buty do nart typu backcountry. Preferuję buty firmy Alpina.
Łukasz Supergan
Do większości zastosowań zdecydowanie polecam niskie. Nie ma racji stara szkoła mówiąca, że w góry nadają się tylko buty wysokie. Od dekady większość szlaków przechodzę z powodzeniem w niskich butach, które dają swobodę i – może paradoksalnie – tym samym chronią stawy przed urazami. Warto pamiętać, że to nie wysokość buta, ale dobra, szeroka podeszwa, trzymanie pięty i dobrze dopasowana cholewka odpowiadają za bezpieczeństwo marszu. Wędrując w umiarkowanym i ciepłym klimacie, z bólem obserwuję osoby, ściągające wieczorami ciężkie buty i cierpiące z powodu odparzeń.
Niemniej zdarza mi się nosić wysokie buty. Tak było podczas zimowego przejścia gór Polski w 2021 roku, a także na szlakach Skandynawii, Spitsbergenu czy Grenlandii, gdzie zabierałem wysokie, ale lekkie buty, które dobrze chroniły przed sporą ilością wody na torfowiskach. Moje buty wysokie to La Sportiva Raptor Mid oraz zimowy Zamberlan Vioz.
Jednak w typowych warunkach, poza sezonem zimowym, moim pierwszym wyborem będą niskie buty. Wędrowałem w nich także na dużych wysokościach, docierając między innymi na wysokość 5600 m w Himalajach. Od lat testuję różne modele. Lubię, gdy są dobrze amortyzowane i szerokie w przedniej części. Jeżeli się sprawdzą, zostają ze mną na dłużej. Tysiące kilometrów przeszedłem na przykład w modelu Merrell Moab 2. Dużo w Salomonach Ultra Pro. Aktualnie testuję Inov-8 Trailfly Ultra G 300 Max oraz Merrell Moab Speed.
Generalnie moim ideałem na długie szlaki są buty trailowe oraz lekkie trekkingowe. Powinny być wykonane na tyle solidnie, by wytrzymać 1500-2000 km marsz. Nie używam popularnych ostatnio butów z zerowym dropem. Nie stosuję też popularnych w USA modeli Altra ze względu na ich problemy z trwałością.
Agnieszka Dziadek
Buty wysokie mają swoje zastosowanie głównie zimą, jednak na klasycznych długodystansowych wędrówkach, które odbywają się w sezonie bezśnieżnym, znakomita większość wędrowców używa butów niskich, najczęściej biegowych. Takie lekkie obuwie sprawia, że stopy się nie męczą. Duże znaczenie ma amortyzacja, dlatego rzadko używa się „barefootowego” obuwia o bardzo cienkiej podeszwie. Wędrowiec oprócz własnej wagi dźwiga plecak, dlatego ważne jest, żeby buty posiadały piankową śródpodeszwę. Jednak nie lubię, gdy jest zbyt gruba, wtedy czucie podłoża nie jest wystarczające.
Uważam, że buty na wymagający teren górski powinny być średnio amortyzowane i raczej miększe. Zależy to jednak od wagi użytkownika i indywidualnych upodobań. Zwłaszcza początkujące osoby będą preferowały grubsze podeszwy i większą amortyzację, bo ich stopy jeszcze się nie przyzwyczaiły do dystansów i obciążenia. Jednak to, że czujemy pod stopami kamienie, krawędzie skał i korzenie sprawia, że mamy lepsze wyczucie równowagi, stawiamy kroki w sposób bardziej świadomy, a dzięki temu istnieje małe prawdopodobieństwo, że się przewrócimy czy potkniemy.
Takiej kontroli nie mamy w wysokich butach o twardych podeszwach. Chodzi się w nich „na ślepo”, nie wiedząc, co się ma pod stopami. Unieruchamiają stopę i nie pozwalają jej prawidłowo pracować. Tymczasem staw skokowy i stopa są odpowiedzialne za naturalny i zdrowy sposób poruszania się, amortyzują kroki. Jeżeli unieruchomimy te części ciała, ich pracę będą musiały wykonać kolana, biodra i kręgosłup. Im lepiej pracuje stopa, tym większa szansa, że nie nabawimy się kontuzji w innych stawach.
Bardzo ważną kwestią jest drop. W tradycyjnym obuwiu występuje obcas, pięta jest uniesiona, przez co zmniejszona jest amortyzacja stopy. Na zejściu skraca się dystans pomiędzy dotknięciem podłoża przez śródstopie i przez piętę. Im wyżej mamy piętę, tym bardziej narażamy kolana. Dlatego tak bardzo popularne na długich dystansach są buty zero drop, w których mamy naturalnie ułożoną stopę. Jeżeli ktoś nie chodził wcześniej boso ani w płaskich butach, może potrzebować czasu na przyzwyczajenie się do takich butów, bo jego ścięgno Achillesa może być skrócone.
Pożądane są buty szerokie w palcach. W trakcie zejścia palce się rozkładają, amortyzując lądowanie. Poza tym po prostu wygodniej jest, kiedy palce nie są ściśnięte. Unikniemy wtedy otarć, pęcherzy i odcisków. Moda wyewoluowała tak dziwacznie, że większość butów w przedniej części idzie w czub i ściska palce. A przecież stopa ludzka tak nie wygląda. Ma kształt trójkąta, którego wierzchołki znajdują się na końcu pięty, dużego i małego palca. Tymczasem buty o tradycyjnym kształcie są bardzo szerokie w śródstopiu, żeby pomieścić zniekształcone stawy i przemieszczoną tkankę. Mam bardzo szerokie stopy, więc było dla mnie ogromnie istotne, żeby znaleźć buty, które będą miały taki kształt. Tego typu modeli jest niestety najmniej.
Najpopularniejszy model butów na szlakach długodystansowych to od wielu lat Altra Lone Peak – zero drop, ze średnią amortyzacją i dużą ilością miejsca na palce. Kolejne wcielenia tego modelu bardzo się od siebie różnią, niestety ostatnio firma nieco je zwęziła. Nadal są jednak stosunkowo najszersze. Używałam prawie wszystkich modeli, od 2.0 do 6.0, zdarłam około 20 par. Na razie nie znalazłam niczego lepszego.
Nie znaczy to jednak, że będą dobre dla każdego. Niezależnie od wybranego modelu trzeba pamiętać o tym, żeby kupić odpowiednio duży rozmiar. Większość z nas nosi buty za małe, zwłaszcza kobiety. Tymczasem właściwie dobrane do kształtu stopy i odpowiednio zasznurowane obuwie powinno zapewniać w środku przestrzeń. Żeby poznać swój rozmiar, trzeba zmierzyć stopę. Na płasko, stojąc na podłodze i przysuwając piętę od ściany. Do otrzymanego wyniku dodajemy 2 cm, jeśli planujemy długi dystans. Niektórym wystarczy 1,5 cm. Przekłada się to odpowiednio na 4 i 3 rozmiary. W Polsce budzi to jeszcze wciąż zdziwienie, ale w środowisku długodystansowców jest dość oczywiste. Stopa męczy się, puchnie, nie ma potrzeby jej uciskać. Na trudnych i stromych zejściach potrzeba miejsca z przodu, żeby ochronić paznokcie. Ponadto jeśli ktoś zaczyna przygodę z długimi dystansami może być pewien, że jego stopy się „rozklepią”. Moje wydłużyły się o centymetr.
Membrany w butach powinniśmy unikać za wszelką cenę. Buty bez membrany przemakają, ale szybko wysychają. Tymczasem buty z membraną zatrzymują wodę w środku, są praktycznie niemożliwe do wysuszenia, a także powodują odparzenia i otarcia.
Rafał Król
Zdecydowanie buty wysokie. Uważam, że przede wszystkim na długich trasach i w trudnym terenie stabilizują staw skokowy i chronią przed skręceniami stopy w kostce. Ma to szczególne znaczenie, kiedy nosimy ciężki plecak lub więcej ważymy. Bardzo lubię buty włoskiej marki Crispi, które są wytwarzane ręcznie we Włoszech. Za wyjątkowo udany i uniwersalny uważam model Attiva BP. To buty na cały rok i w każde góry.
***
Pozostałe odcinki cyklu znajdziesz tutaj:
Red.