Historia lubi się powtarzać. Simone Moro i David Göttler ponownie próbowali wstrzelić się w najbardziej odpowiedni dzień do ataku. Miała nim być sobota 15 lutego. Ale prognoza mówiła tylko o jednym takim korzystnym dniu, więc żeby ta taktyka przyniosła owoce, należało wykorzystać dni poprzedzające (do podejścia i założenia obozu szturmowego) oraz następne (do zejścia). Tymczasem już podejście do obozu III (6700 m) okazało się niemożliwe do wykonania. Po noclegu z 13 na 14 luty w polskim namiocie na wysokości ok. 6300 m, Simone i David postanowili zrezygnować z ataku i wrócili do bazy.
Podczas łączności z obozu II wyjaśniali Emilio Previtalemu przyczyny swojej decyzji. Zdaniem Simone, w obecnych warunkach Nanga Parbat nie jest jedną górą, lecz dwiema usytuowanymi jedna nad drugą:
Teren do wysokości około 6000 m, a więc mniej więcej do obozu II, jest bezpieczny i chroniony od wiatru. Wszystko się zmienia, gdy zaczynamy podejście granią w kierunku głównej grani Mazeno. Ta druga góra aż do wierzchołka 8126 m, jest kapryśna i nieprzewidywalna, opancerzona twardym lodem, broniąca się huraganowym wiatrem i przejmującym mrozem. Nanga Parbat jest trudna, bardzo trudna. To nie przypadek, że od 25 lat, mimo wielu prób, nikomu nie udało się zimowe wejście na wierzchołek.
Tyle Simone z obozu II. Teraz jest już w bazie i wraz Davidem zapewne zastanawiają się nad dalszą taktyką, a może nawet nad rezygnacją? Wyprawa trwa już ponad półtora miesiąca – czy nadal są optymistami, czy już zaczyna wkradać się zniechęcenie?