Norwegia to jeden z ulubionych kierunków w Europie dla osób, które lubią łączyć podróżowanie z aktywnościami, cenią spokój, cieszę i kontakt z przyrodą. Oto kilka notatek i zdjęć z podróży po środkowej części tego kraju, mniej więcej od Drogi Trolli do archipelagu Lofotów. Mam nadzieję, że jednych zachęcą (bo naprawdę warto!), a innym przywołają dobre wspomnienia.
***
Dlaczego Norwegia? Jednym z głównych powodów, jest niespotykana w Europie, poza Półwyspem Skandynawskim, dzika przyroda. W całym kraju mieszka zaledwie 5,5 mln ludzi. Mniej więcej tyle samo zamieszkuje Słowację, której powierzchnia jest 6,5 razy mniejsza. Z kolei nieco tylko większe Niemcy liczą niemal 85 mln mieszkańców, czyli na każdego Norwega przypada ponad 15 Niemców. Co więcej, w pięciu największych miastach Norwegii, Oslo, Bergen, Stavanger, Trondheim i Fredrikstad, mieszkają łącznie około 2 miliony osób. Czyli poza tymi miastami, żyje około 3,5 mln ludzi – tyle co w Górnośląskim Okręgu Przemysłowym, na powierzchni 120 377 razy mniejszej… O tym, że to kraj w którym nietrudno być sam na sam z przyrodą świadczy jeszcze jedna zaskakująca liczba. Całkowita długość wybrzeża Norwegii, łącznie z wyspami, liczy ponad 100 tys. km – niewiele mniej, niż linia brzegowa USA. Samych wysp jest 239… tysięcy.
Gęstość zaludnienia spada im dalej na północ, zwłaszcza za kołem polarnym. Człowiek przyzwyczajony do środkowo- czy też zachodnioeuropejskiego gwaru może poczuć się zdezorientowany. Podczas gdy u nas za kolejnym wzgórzem zazwyczaj kryje się jakieś miasteczko, tam nie. Może za jeszcze kolejnym znajdzie się jakaś samotna chatka, ale i to nie jest pewne. Wyjątkiem są Lofoty, które cieszą się większą popularnością wśród turystów – ale zachowując proporcje, nadal to raczej Kotarz zimą niż Chochołowską latem. Tu naprawdę można odpocząć od ludzi – to jeden z powodów.
Norwegia jest jednym z ulubionych kierunków ludzi lubiących podróże z pod znaku #vanlife i dzikie biwaki. Tu żyjemy zgodnie z:
- allemannsretten – każdy człowiek ma prawo do kontaktu z naturą,
- friluftsliv – norweska tradycja życia blisko przyrody, a nawet bezpośrednio w niej;
- å kose seg – dla każdego oznacza coś trochę innego i trudno to jednoznacznie przetłumaczyć. Chodzi o miłe spędzanie czasu, robienie tego co się lubi, rozkoszowanie, odpoczywanie. Oznacza też pewnego rodzaju przytulność [koselig – przytulny], tak potrzebną w norweskich wnętrzach, stanowiących schronienie przed surowym klimatem i krajobrazem. Z drugiej strony, jeśli ktoś potrafi się w nim umościć, może być kose, nawet w największym deszczu.
Kto by przypuszczał, że w raju może być chłodno? W Norwegii obowiązuję jedne z najbardziej liberalnych zasad dotyczących kempingowania na świecie. Biwakować można w zasadzie wszędzie, nawet na ziemiach prywatnych, zachowując odległości minimum 150 metrów od najbliższego zamieszkałego budynku. Wyjątkiem są niektóre obszary, wrażliwe pod względem przyrodniczym. Oczywiście coś podobnego nie byłoby możliwe w kraju gęściej zaludnionym.
Złoża ropy u wybrzeży Norwegii odkryto dopiero w 1969 roku. Okres ogromnej przemiany przypadł więc na lata 70. Wcześniej Norwegia była jednym z najbiedniejszych krajów Europy. Dziś, gdy każdy nowonarodzony Norweg w zasadzie automatycznie staje się milionerem za sprawą emerytalnego Funduszu Naftowego Oljefondet.
To stosunkowo niedawne ubóstwo tłumaczy prostotę tradycyjnych dań, opartych głównie na rybach, ziemniakach i przyprawach ograniczających się do pieprzu i soli. Głowa owcy to z kolei przykład kuchni wikingów. Może nie ma więc nic dziwnego w tym, że współcześni Norwegowie przepadają za taco i pizzą.
Niemniej warto spróbować ryb suszonych w tradycyjny sposób na Lofotach, pasty z kawioru i bardzo specyficznego, brązowego sera Brunost, w smaku podobnego do toffi.
Oczywiście dla nas, bynajmniej nie milionerów, ceny w Norwegii są zaporowe, więc #vanlife oznacza również #pakujemysłojezbigosem. Tak też zrobiliśmy, ale tym bardziej doceniliśmy genialne liofy od LYO FOOD, które zabieraliśmy na wszystkie akcje w terenie.
Norwegia słynie z fiordów, czyli specyficznych zatok, wcinających się głęboko w ląd, często mocno poszarpanych i rozgałęzionych. Fiordy powstały przez zalanie rynien i dolin polodowcowych, przez co ich zbocza są często bardzo strome. Oprócz miejsc znanych i popularnych bardzo łatwo można tu znaleźć fiordy i zatoki zupełnie dzikie i bezludne – jak wcześniej wspominałem, całkowita długość wybrzeża Norwegii, łącznie z wyspami, których jest 230 tys., liczy ponad 100 tys. km.
Dzięki temu naprawdę łatwo jest tu zorganizować małą wyprawę. Wystarczy chwila wodzenia palcem po mapie i jakiś sprzęt pływający. Oczywiście idealny na takie przygody byłby kajak morski, ale woda wewnątrz głębokich fiordów jest zazwyczaj bardzo spokojna, więc od biedy, można i na drzwiach od stodoły. Nawet niedaleka wycieczka tego typu, z namiotem i sprzętem biwakowym oraz planem eksploracji tego, co na przeciwległym brzegu lub wyspie, robi wrażenie czegoś wyjątkowego. Wszystko dzięki niezmąconej przyrodzie, a także raczej surowym warunkom, bo przecież trudno poczuć się jak na wyprawie, gdy zimny wiatr nie smaga cię po twarzy. Naszym celem nieraz był po prostu obiad na jakieś bezludnej wysepce. Wycieczki z namiotem wymagają trochę lepszego zaplanowania, ale sprawiają jeszcze więcej radości. Coś się w człowieku przestawia, gdy zasypie się w bezimiennej zatoce, z której nie da się wydostać inaczej niż wodą.
Ogromu możliwości wspinaczkowych w Norwegii nie da się objąć rozumem. Oczywiście nie jest to wspinaczkowy raj, bo wszędzie jest trochę daleko, a warunki atmosferyczne bywają kapryśne (chyba, że ktoś celuje we wspinanie zimowe, to inna bajka). Niemniej jakość skały i formy jakie przyjmuje są fenomenalne. Rejonów bulderowych jest tyle, że będąc w dowolnym miejscu można spokojnie założyć, że w promieniu 50 km znajduje się jakaś skałka lub głaz. Byliśmy w miejscach znanych i mniej znanych. Ludzi nie było nigdzie, nawet na słynnym głazie King Fisher na Lofotach (pierwsze zdjęcie). Niestety, akurat na Lofotach skała jest tak ostra, że po dwóch dniach wspinania potrzeba tygodnia, by skóra miała szansę się zregenerować. Podobno występuje tu jeden z najstarszych granitów na świecie. Rejony bulderowe, które mogę polecić, niektóre ze względu na wspinanie, inne ze względu na walory estetyczne: Finnvika, Flakstadpollen, Paradiset, Kallestranda, Geitvikneset, Smorten, Uttakleiv, Presten i oczywiście Justad (Fishery). Chyba najlepszym sposobem na ogarnięcie tematu podczas dłuższego tripu jest wykupienie opcji premium w aplikacji 27 Crags. Oczywiście możliwości wspinania z liną w Norwegii jest również multum, na czele ze sportowym Flatenger oraz wielowyciągowym, przepięknym Stetind.
Norweskie krajobrazy są surowe i niewzruszone, tak jak tutejsza pogoda i ludzie. Nikt nie zaprasza z ulicy do restauracji, które zreszta często zamykają dość wcześnie. Nie ma zbyt wielu stojaków z pamiątkami i innego turystycznego szmelcu. Skandynawowie mają z pewnością świadomość potencjału branży turystycznej, a jednak zdają się kierować filozofią: jest jak jest, zapraszamy, ale żeby coś specjalnie zmieniać lub kogoś namawiać… to już byłaby dla nich przesada. Z drugiej strony biwakować i parkować vana można w zasadzie wszędzie, jest mnóstwo czystych i darmowych toalet (często z ciepłą wodą!), a także różnego rodzaju chatek, gapahuków i szałasów (płatnych i darmowych), więc w sumie jakiej innej gościnności moglibyśmy sobie życzyć? Norwegia jest surowa i to w dużej mierze stanowi o jej uroku.
MG