Rzucenie wszystkiego i wyruszenie w kilkumiesięczną podróż często wydaje się jedynym rozwiązaniem, by spełnić marzenie o odkrywaniu świata. A co, jeśli da się to zrobić z planem, nie rezygnując ze spontaniczności? O tym rozmawiamy z Pioterem Jurkowskim z „Gdzie Bądź”.
Od 8 lat podróżujesz „gdzie bądź” ze swoją żoną Zonią. A jak to było na samym początku? Czy była to spontaniczna decyzja, by rzucić wszystko i wyruszyć w drogę, czy jednak mieliście jakiś plan?
Piotrek Jurkowski: Ta decyzja dojrzewała w nas bardzo długo, mieliśmy sporo wątpliwości. Odpowiadam w liczbie mnogiej, bo tworzymy nasze media razem z Zonią, moją żoną. Oboje jesteśmy osobami spontanicznymi, ale też dosyć metodycznymi. Chcieliśmy, aby ta przerwa w CV była beztroska i komfortowa, dlatego zadbaliśmy o poduszkę finansową. Pracując w międzynarodowych korporacjach, zarabialiśmy całkiem dobrze – mimo tego żyliśmy bardzo oszczędnie. Ograniczaliśmy wydatki, co pozwoliło nam odłożyć sumę, która zapewniła nam poczucie bezpieczeństwa.
Jeśli chodzi o plan podróżowania to była pełna improwizacja. Zależało mi wtedy na tym, by z podróży wrócić bogatszym o nowe umiejętności, dzięki którym mógłbym budować nowe życie zawodowe. Zamknąłem za sobą 8-letni etap pracy w jednej firmie i chciałem spróbować czegoś nowego – traktowałem podróż z biletem w jedną stronę jako nowy rozdział. Właśnie dlatego to „bezrobocie” było bardzo aktywne. To pewnie najbardziej pracowity czas w moim życiu. Zobowiązałem się publicznie, by publikować treści wideo na YouTube co tydzień, co dla montażowego żółtodzioba było dużym wyzwaniem. Dla nas tydzień podróży liczył 6 dni, ponieważ jeden zawsze rezerwowaliśmy właśnie na pracę.
Jak wyglądała trasa Waszej podróży dookoła świata?
Podróż trwała 15 miesięcy z przystankiem w Polsce, dlatego rozdzielam ją na dwa etapy. Zaczęło się od Południowej Afryki, do której trafiliśmy poprzez promocję lotniczą na loty do Tajlandii. Przez Johannesburg i Durban! Później spontanicznie trafiliśmy do Kambodży, Sri Lanki, Australii oraz Vanuatu. Stamtąd przez Filipiny, Iran i Azję Centralną wróciliśmy na chwilę do domu. Kolejną odsłoną była pętla dookoła świata przez Chiny, Meksyk i Amerykę Centralną aż po Kostarykę w równe 100 dni.
A czy wcześniej zdarzyło się Wam podróżować przez dłuższy czas?
Podróżować nie, ale mamy za sobą epizody kilkumiesięcznej emigracji zarobkowej do Norwegii. Tam kształtowała się nasza ciekawość świata, a każdą wolną chwilę, którą mieliśmy poza pracą w restauracji, spędzaliśmy na drobnych przygodach. Technologicznie to były zupełnie inne czasy, przed złotą erą blogów podróżniczych. Polski YouTube praktycznie nie istniał. Przygód szukaliśmy analogowo – na przykład pytając panią w okienku kasy biletowej, który autobus w Bergen ma najbardziej malowniczą trasę i tam jechaliśmy. Później sporo podróżowałem służbowo. Najpierw po Europie, a potem po Stanach Zjednoczonych. Każdą z tych delegacji starałem się wydłużyć, dodając dodatkowe dni lub planując urlop przed wyjazdem, ale wciąż poruszając się w limicie 26 dni urlopowych. Miałem szansę poznać świat i złapać podróżniczego bakcyla. Chciałem więcej i więcej. Z czasem stałem się też biegły w poszukiwaniu tanich biletów. Wtedy nasze podróże do Wietnamu i Peru znacząco wpłynęły na mój sposób postrzegania świata.
A skąd u Was w ogóle taka ciekawość świata?
Dobre pytanie. Pamiętam, jak poinformowałem babcię o planach rzucenia pracy i podróży w nieznane, zezłościła się na mnie i powiedziała: „A co Ty jesteś, z rodziny odkrywców?”. Mama też miała w sobie dużo niezgody na to, co robię ze swoim życiem. Dziś jest jedną z największych fanek mojej twórczości. Wcześniej sam myślałem przez długi czas, że istnieją dwa scenariusze na moje życie: mieszkać w rodzinnym mieście i pracować w Warszawie lub mieszkać i pracować w Warszawie. Jednak zawsze moje serce mocniej biło na widok albumów fotograficznych z „niesamowitymi miejscami na świecie”, które w pewnym sensie pełniły rolę papierowego Instagrama. W dzieciństwie każda wycieczka sprawiała mi wielką radość, zwłaszcza ocierająca się o zagranicę – na przykład do cioci mieszkającej przy granicy z Czechami. Za to Zonia miała bardzo aktywne dzieciństwo – dla niej weekendowe wyjazdy były czymś oczywistym. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, razem zaczęliśmy szukać tych przygód – zarówno tych dalszych, jak i bliższych.
Ciekawość świata jest dla mnie jeszcze bliższa, bo pracowaliśmy ponad pół roku nad grą planszową „Gdziekawostki”. Choć na opakowaniu gra oznaczyliśmy jako 12+, to na targach spotkaliśmy 8-latka, którego pasja do świata i wiedza geograficzna przewyższały wiedzę osób znacznie starszych. Jego oczy zaświeciły się na pytanie: „Co jest większe – Algieria czy Meksyk?”.

A jak teraz planujecie podróże?
Przede wszystkim – nie planujemy. Żyjemy w ciągłej improwizacji, kierując się duchem przygody. To nasze główne kryterium. Jeśli gdzieś można robić coś ciekawego – wchodzimy w to. Większość naszych podróży „planujemy” na ostatnią chwilę, uwielbiamy to poczucie bycia rzuconym na nową planszę.
Teraz pytanie trochę o cyferki. Czy liczyliście w ilu krajach byliście?
Nie znam odpowiedzi na to pytanie – nie dlatego, że tych państw jest tak wiele. Rozumiem motywację prowadzenia statystyk i zbierania pieczątek, ale kompletnie nie jest dla mnie. Kolekcjonuję coś innego – przygody, wspomnienia i doświadczenia. Dla nas motywacją i największą nagrodą jest to, że ktoś przesyła nam selfie ze szlaku. Bo się tam wgramolił zainspirowany naszymi relacjami z podróży. Uczestnictwo w tej kaskadzie inspiracji to jest wielka sprawa. Zwłaszcza, że zdarzają się sygnały z naprawdę daleka.
A co do Waszych materiałów wideo, to moją ulubioną serią Waszych filmików są podróże z babcią.
Podczas jednej z naszych podróży babcia powiedziała nam, że gdyby wiedziała, jak fantastyczne jest podróżowanie, to nie robiłaby remontu łazienki. To już wiele mówi o jej osobowości. Babcia Krysia to tak naprawdę 30-latka w ciele 80-latki. Razem odwiedziliśmy Norwegię, Włochy i Portugalię. Objechaliśmy Islandię dookoła, spędzając tam dwa tygodnie i zmieniając codziennie miejsce noclegu. Myślę, że mało która 80-latka odważyłaby się na taki sposób podróżowania, ale Krysia ma w sobie ogromną ciekawość świata. Chłonie te wszystkie wrażenia jak zaczarowana. Podróżowanie z nią to prawdziwa przyjemność. Niedawno opublikowałem odcinek z naszej ostatniej wyprawy na Teneryfę, a teraz zastanawiamy się, dokąd wyruszyć następnie.
A czy czasami nie męczyło Was ciągłe podróżowanie z kamerą?
Kiedy jesteśmy w podróży, kamera jest nieodzowna, rejestrowanie świata jest już integralną częścią Zonii i Piotera, nam to po prostu sprawia wielką frajdę. Paradoksalnie plecak z kamerą jest lżejszy niż bez niej. Kamera stanowi dodatkową motywację, żeby wejść wyżej, pokazać więcej. Potem słyszymy od ludzi, że dziękują, bo już nie muszą gdzieś lecieć. Już tam byli poprzez nasze filmy.
Czy podróżowanie w ogóle może się znudzić? I czy mieliście przerwę od podróży?
My głównie mamy przerwy. Nasza 15-miesięczna podróż, stanowiąca początek historii była kilka lat temu. Teraz podróżujemy inaczej, krócej. Zonia wróciła do swojej pracy, a ja spędzam większość czasu w domu, pracując nad własnymi projektami. Jednak to bycie w świecie, doświadczanie go na nowo – to coś, na co zawsze czekamy. Podróże mają na mnie działanie uzdrawiające, czuję, że to moje prawdziwe powołanie.
Kiedy zaczynaliście więcej podróżować, media społecznościowe nie były jeszcze tak popularne wśród podróżników. Jak wyglądało relacjonowanie podróży, patrząc jeszcze w niedawnych czasach?
To prawda, kiedy zaczynaliśmy z „gdzie bądź”, Instagram służył głównie do wrzucania zdjęć jedzenia, nie istniało pojęcie „influencera” ani pojęcie wertykalnych treści wideo. Miałem komfort braku dylematu – nie musiałem się zastanawiać czy tworzyć w pionie, czy poziomie. Dzisiejsza rzeczywistość cyfrowa wymusza kompromisy. Nie da się być w podróży, w pełni ją doświadczać, a jednocześnie codziennie tworzyć relacje, kręcić vlogi na YouTube czy nagrywać rolki lub TikToki.

Wobec tego jak decydujesz jakie treści tworzyć?
Stosuję kryterium zajawki. Robię to, co akurat sprawia mi największą frajdę. Spotkałem się z teorią, że tworzenie treści wizualnych jest jak nauka gry na instrumencie. Kiedy bierzesz gitarę do ręki, nie robisz tego z myślą o zapełnieniu Stadionu Narodowego. Sięgasz po nią po to, by czerpać przyjemność, nauczyć się czegoś i dobrze się bawić. To właśnie jest klucz do tworzenia treści – poszukiwanie autentycznej radości z samego procesu.
A jaka podróż jest przed Wami w najbliższym czasie?
Nie mam żadnych planów i nauczyłem się, że to najlepszy plan. Ale ta rozmowa poruszyła we mnie takie struny, że najchętniej spakowałbym plecak i zaraz wyruszył przed siebie szukać przygód. Czasami lepiej po prostu podążyć za impulsem i pozwolić, by podróż ułożyła się sama.
***
Pioter „Gdziebs” Jurkowski – podróżnik, YouTuber, laureat nagrody Bloger Roku National Geographic. Niegdyś brand manager z 8-letnim doświadczeniem w marketingu korporacyjnym. Dziś twórca podróżniczy i profesjonalny poszukiwacz przygód – w Polsce, Europie i na świecie. Kanał na YouTube „Gdzie Bądź” dostępny pod linkiem.