Fala upałów jaka panuje w Europie i w Polsce powoduje, że staramy się wybierać jak najlżejsze i przewiewne ubrania oraz buty. Lato to oczywiście czas, kiedy najlepiej sprawdzają się sandały. Generalnie staram się używać sandałów zapewniających dobre trzymanie stopy, oraz chroniących palce podczas poruszania się w terenie, z tym większym zainteresowaniem postanowiłem sprawdzić niezwykle minimalistyczny pomysł marki Lizard, czyli Roll Up.
Roll Upy to superlekkie i proste sandały. Ich konstrukcja sprowadza się do cienkiej podeszwy oraz umiejętnie zamocowanej gumki. Na miękką, i zgodnie z nazwą łatwo rolującą się, podeszwę składają się aż 4 płaty tworzywa i gumy – każdy z nich ma inną funkcje. Najważniejsza część zewnętrzna jest odpowiedzialna za dobrą przyczepność do podłoża, z kolei wewnętrzna – za kontakt z podeszwą stopy.
System mocowania jest niezwykle prosty. Mamy do czynienia z gumką przewleczona przez czubek sandała, która następnie przeplatana jest przez dwie dziurki po bokach, w środkowej części podeszwy, aby potem utworzyć pętlę, w którą wsuwana jest stopa. Na końcu znajduje się ściągacz, który pozwala dopasować długość gumki i, co za tym idzie, cały sandał do stopy.
Gdy pora raz pierwszy bierzemy do ręki Roll Upa może nam towarzyszyć uczucie lekkiego zdziwienia i dezorientacji – to ma być w ogóle „but”, w którym można chodzić? :-) Faktycznie sandał w 100% wpisuje się w trend minimalistyczny… Czy jednak jest przy tym w stanie spełnić jakieś funkcje?
Zanim odpowiem na to pytanie, muszę dodać, że rozpatrujemy tutaj przypadek prostego, ale jednak sandała. W sklepach jest przecież niezliczona liczba wszelkiej maści klapek (flip-flopów), czasem naprawdę prostych (i często tanich) – „od zawsze” preferuję sandały i nie lubię dłużej chodzić w klapkach (męczy mnie utrzymywanie buta na stopie tylko za pomocą tasiemki między palcami).
W przypadku Roll Upa mamy jednak do czynienia z połączeniem „systemu mocowania”, który znamy z klapek – na przodzie gumka przechodzi między palcami, z klasycznym, sandałowym oplotem na kostce. Dzięki temu otrzymujemy but, w którym gumki utrzymują podeszwę dość dobrze, całość nie przemieszcza się nadmiernie.
Oczywiście nie możemy tu mówić o stabilizacji stopy. Sandały dają jednak ochronę – choć trzeba przyznać, że w minimalnym zakresie – przed podłożem. Najlepiej sprawdzają się tam, gdzie jest dość miękko – trawa, piaszczysty teren, runo leśne. Roll Up w zasadzie nie zapewnia amortyzacji – wytrwali mogą pokusić się jednak o chodzenie w tych sandałach w mieście po chodniku, asfalcie. To jednak zależy od indywidualnych możliwości przyzwyczajenia stopy do tego typu czynności.
Gdy teren staje się kamienisty, twardy, a przy tym nierówny, pełen korzeni, gałęzi to wtedy Roll Upy można nosić „na własne ryzyko” :-) Przez podeszwę czuć większość nierówności, krawędzi, a sam sandał nie chroni w żaden sposób palców. Dodatkowo płaska podeszwa może się łatwo podwinąć się na jakiejś przeszkodzie i kłopot murowany. Z kolei guma podeszwy nie ślizga gdy idziemy po mokrych, płaskich kamieniach, chodniku etc.
Te ograniczenia nie dziwią – wszak mamy do czynienia z minimalistycznym rozwiązaniem. Tym bardziej trzeba podkreślić, że Roll Upy sprawdzają się w prozaicznych sytuacjach, jakich wiele podczas podróżowania. Są lekkie i nie zajmują prawie w ogóle miejsca, więc można je użyć podczas długich podróży – wszędzie tam, gdzie nie mamy ograniczony bagaż, bądź nie chcemy zabierać klasycznych sandałów. To świetny but uzupełniający różne aktywności outdoorowe – może przydać się na kempingu, bądź w schronisku (po długiej pieszej, bądź skitourowej wycieczce). Z racji, że szybko schnie (lub łatwo można go wytrzeć) nadaje się również pod prysznic.
Reasumując Roll Up to niezwykle prosty, minimalistyczny sandał. Jest lekki, łatwo i efektywnie się kompresuje, przez co może stać się kompanem w dalekich podróżach. Sprawdzi się również w upalne dni na dogodnym podłożu w terenie.
Piotr Turkot