Jak przekraczać rzeki? Kamila Kielar opisuje swoje niebezpieczne przygody z przekraczaniem rzek na szlakach długodystansowych i radzi, jak uniknąć kłopotów. Artykuł jest rozszerzeniem tematu omawianego w Poradnik ekspertów: sytuacje awaryjne.
***
Najbardziej wymagająca i ekstremalna sytuacja, jaką przeżyłam, wiązała się z przekraczaniem rzek. Najtrudniejsze z takich przejść miało miejsce podczas mojej wędrówki szlakiem PCT kilka lat temu. Był to rok rekordowych opadów śniegu, a rzeki były przepełnione wodą. Przekraczałam rzekę, której poziom sięgał mi niemal po szyję, i udało mi się to tylko dzięki temu, że podróżowaliśmy w grupie, stosując technikę survivalową. Polegała ona na tym, że wszyscy członkowie grupy trzymali się wzajemnie pod łokcie, tworząc zwartą formację. Zasada była taka, że w danym momencie tylko jedna osoba wykonywała krok naprzód, a kolejna mogła ruszyć dopiero wtedy, gdy tamta zakończyła ruch. Choć ten sposób był czasochłonny, znacznie zwiększał bezpieczeństwo.
Były też sytuacje, gdy rzeki nie były aż tak głębokie, sięgały na przykład do ud, ale nurt był tak silny, że niemal straciliśmy koleżankę. Pomimo stosowania techniki grupowego przejścia, przez kilka minut w cztery osoby próbowaliśmy ją wyciągnąć. Nurt okazał się na tyle potężny, że przez dłuższą chwilę nie byliśmy w stanie go pokonać, choć znajdowaliśmy się już niemal na drugim brzegu.
Zdarzały się także mniej typowe wyzwania. W Szkocji, zimą, musiałam przekraczać rzekę inną techniką, w formacji przypominającej literę „I”. Wtedy niespodziewanie uderzyła w nas kra spływająca nurtem, a poniżej znajdował się wodospad. Takie sytuacje wymagają ogromnej uwagi, precyzji i opanowania, bo margines błędu jest nikły.
Na szlaku PCT mieliśmy do pokonania kilkanaście takich rzek dziennie. W survivalu każda rzeka, której poziom wody przekracza kolana i ma silny nurt, klasyfikowana jest jako niebezpieczna. Wynika to z tego, że siłą własnego ciała bardzo trudno jest pokonać taki nurt samodzielnie. Z tego powodu każdorazowe wejście do takiej rzeki wiązało się z realnym zagrożeniem życia. Nie lubię używać wielkich słów, ale te momenty naprawdę balansowały na granicy.
Od tamtego czasu mam ogromny respekt do płynącej wody. Jest to dla mnie jedno z najtrudniejszych wyzwań, zwłaszcza że jestem drobną osobą i siłowanie się z rzeką przychodzi mi jeszcze trudniej. W tamtym roku na PCT kilka osób zginęło podczas przekraczania rzek, co tylko podkreśla, jak poważne jest to zagrożenie.
Kamila Kielar