Detektory lawinowe są w Polsce coraz popularniejsze, jednak wciąż daleko nam do standardów obowiązujących chociażby w Alpach. O rodzajach i działaniu detektorów lawinowych rozmawiamy z Bartłomiejem Rakiem z krakowskiego sklepu Polar Sport.
Aneta Żukowska: Czym detektory lawinowe różnią się między sobą?
Bartłomiej Rak (sklep Polar Sport): Detektory lawinowe różnią się przede wszystkim konstrukcją. Urządzenia starej generacji posiadały jedną antenę, wcześniej były jeszcze detektory analogowe, lecz dziś już bardzo rzadko się ich używa. W tym momencie w sprzedaży są detektory dwuantenowe i trzyantenowe, które od kilku lat zaczęły mocno wchodzić na europejski rynek. Obecnie detektory trzyantenowe są na tyle popularne, że stanowią większość sprzedawanych detektorów.
Dlaczego to jest tak istotne? Jak działają detektory?
Detektor trzyantenowy znacznie szybciej i precyzyjniej zadziała podczas poszukiwania zasypanej ofiary. Nie powinien zgubić fali osoby zasypanej, nawet gdy będziemy się z nim szybko poruszać. W przypadku detektorów dwuantenowych może się to zdarzyć. Ogólna zasada działania detektorów lawinowych opiera się na nadawaniu i odbiorze fali radiowej o częstotliwości 457 kHz. Wychodząc w góry ustawiamy urządzenie w pozycji nadawania sygnału, a kiedy zdarzy się wypadek i przyjdzie prowadzić akcję ratunkową przełączamy detektor na pozycję poszukiwania. Po złapaniu sygnału podążamy za wskazaniami z wyświetlacza, ustalamy dokładne miejsce zasypania, a następnie przechodzimy do sondowania i odkopywania poszkodowanego. Najważniejszą zasadą jest jednak niedopuszczenie do wypadku lawinowego. Trzeba mieć świadomość, że około 2/3 zasypanych ginie pod śniegiem w skutek obrażeń spowodowanych lawiną. Przed tym detektor nas nie ochroni…
Czy są jeszcze jakieś inne istotne różnice między detektorami?
Jeśli chodzi o techniczne aspekty, to detektory nie różnią się już specjalnie niczym szczególnym, ponieważ każdy ma taką samą częstotliwość nadawania i odbioru, podobny tryb pracy. Urządzenia te powinny być na tyle uniwersalne, żeby użytkownik który bierze inny detektor do ręki, potrafił go użyć.
Skąd tak wysokie ceny detektorów?
Ceny wynikają z działań producenta, który wprowadza takie urządzenie na rynek. Jest on zobowiązany przeprowadzić szereg wymagających testów bezpieczeństwa, żeby uzyskać certyfikaty, które detektory muszą posiadać. To jest spory koszt. Samo urządzenie nie kosztuje aż tak dużo, ale dojście do myśli technicznej, jaka została zastosowana, czyli wszelkie badania, na pewno jest sprawą kosztowną. Myślę, że sprawny elektronik byłby w stanie zbudować takie urządzenie, to nie jest problem. Tylko, że musimy pamiętać o tym, że detektor musi sprawdzać się w górach, czyli w warunkach wybitnie niesprzyjających. I musi być to urządzenie niezawodne i godne pełnego zaufania – w efekcie jego produkcja i opatentowanie sporo kosztuje.
Skąd więc tak wielkie różnice w cenie między detektorami?
To pytanie do producentów. Oprócz opakowania detektora, sam układ scalony jest technologicznie podobny. Reszta różnic to kwestia opakowania tej technologii, czyli obudowa, długość działania na bateriach, zawieszenie na szelkach, które ubieramy na siebie. Niektóre z detektorów trzyantenowych mają systemy pozwalające na przesłanie dodatkowych informacji pomiędzy urządzeniami tej samej firmy. Na przykład posiadają możliwość sprawdzania funkcji życiowych ofiary lub odznaczania ofiar przy wieloosobowych zasypaniach. Z pewną dokładnością, to nie jest oczywiście stuprocentowa informacja, ale możemy przy grupie zasypanych stwierdzić, które osoby żyją, a które już nie. Takie wskazania należy traktować jako podpowiedź, a nie pewnik. Oczywiście to wszystko przy założeniu, że mamy detektor tej samej firmy co zasypana ofiara.
Czym w takim razie kierować się przy wyborze detektora lawinowego?
Jeżeli dane urządzenie ma wszystkie atesty, certyfikaty i jest trzyantenowe – to jest jak najbardziej godne polecenia. Na rynku nie ma aż tak wielkiego wyboru, mówimy o kilku modelach. Można więc spokojnie kierować się osobistymi preferencjami. Warto przed zakupem spróbować użyć detektora, ponieważ obsługa ich nie zawsze jest taka sama. Niektóre obsługuje się łatwiej, inne trudniej. Niektóre są stworzone naprawdę dla specjalistów, a niektóre są bardzo proste w obsłudze.
W sklepie można to zobaczyć, kilka chwil pozwoli pokazać zasadę działania. Nie ma zbyt wielu przycisków, czy funkcji, które trzeba omawiać. Na pewno po zakupieniu detektora musimy sprawdzić poprawność działania i dokładnie przeczytać instrukcję. Oczywiście kiedy już mamy detektor, to jest dopiero pierwszy krok, następnym powinien być kurs lawinowy. Sam detektor nie zabezpiecza nas w żadnym stopniu. Pomimo, że urządzenie jest łatwiejsze w obsłudze niż telefon komórkowy, którego każdy z nas używa na co dzień, to zasad działania i prowadzenia akcji ratunkowej na lawinisku jest bardzo dużo a wiedza o lawinach jest niezmiernie szeroka. Specyfika poruszania się zimą w terenie górskim powinna zostać przekazana przez specjalistów, aby zminimalizować ryzyko wypadku lawinowego.
Jak wygląda kwestia zasięgu detektorów?
Wszystko zależy od położenia ofiary, która jest zasypana, od głębokości, od ułożenia detektora w lawinisku. Producenci podają zakresy 40-60 m, ale nie ma jednoznacznych wartości. O tym wszystkim także można dowiedzieć się na kursach lawinowych.
Do detektorów używamy baterii czy akumulatorów?
Zimą można używać tylko i wyłącznie baterii alkalicznych, i tak jest napisane w każdej instrukcji. Akumulatory są zawodne. Na początku detektor może nam wykazać, że akumulator ma całkiem niezłą wartość i długo wytrzyma, a już kilka godzin później może okazać się, że wytracił tę wartość, gdyż przy niskich temperaturach bardzo szybko się rozładowuje. Zawsze należy używać baterii alkalicznych dobrej klasy.
Jest opinia, że działanie detektorów może być zakłócone, na przykład przez telefony komórkowe.
Zasadniczo nie ma takiej możliwości, żeby coś mogło zakłócić pracę detektora. Telefon oczywiście ma silne pole magnetyczne, ale detektor został tak skonstruowany, żeby nic nie przeszkadzało jego pracy. Co więcej, są przypadki wypadków lawinowych, kiedy telefon w plecaku uniemożliwił niesienie pomocy osobie zasypanej. Jeśli telefon poszkodowanego znajdowałby się w jego kieszeni na piersi, poszkodowany miałby szansę z niego skorzystać. Lepiej nie przekładać telefonu do plecaka w obawie przed tym, że zakłóci on pracę detektora. Zwłaszcza, że jeśli jest czas i taka możliwość, powinniśmy próbować uwolnić się od plecaka lub innego sprzętu podczas „płynięcia” z lawiną.
Jak duże jest zainteresowanie detektorami wśród klientów sklepu?
Coraz większe. Turyści i narciarze powoli zaczęli doceniać to, że chodzi tu o ich życie. Kupujemy samochody wyposażone w najnowsze systemy elektroniczne, kontrolę trakcji, ABS, a w górach przekłada się to na posiadanie detektora lawinowego. Trudno określić procentowo, o ile wzrosło zainteresowanie, ale niewątpliwie jest znacznie lepiej. Na popularność detektorów składają się dwie rzeczy – informacja w mediach o wypadkach lawinowych, które pokazują, że lawiny to nie jest rzadkość oraz coraz większa liczba szkoleń i kursów. Dużo osób jeździ w Alpy, a na zachodzie detektor to standard. Przed schroniskami są specjalne bramki, które sprawdzają włączenie detektora. W naszych warunkach powinna obowiązywać zasada samokontroli – jedna osoba powinna sprawdzić detektory innych. Mimo coraz większej popularności detektorów, nie możemy liczyć na to, że jacyś inni turyści nas uratują, że ktoś będzie miał detektor. Podobnie jest, kiedy idziemy w góry z kimś, kto nie ma zestawu lawinowego – on nie będzie nam w stanie pomóc. Jeśli sami nie zadbamy o bezpieczeństwo nasze oraz towarzyszy na górskim szlaku, w tarapatach nie możemy liczyć na ratunek z żadnej strony.
Czy klienci kupując detektor, łączą go z zakupami także sondy i łopaty?
Tak, bardzo często. Zawsze zresztą staramy się przekazać wiedzę tym klientom, którzy są zainteresowani tematem, ale nie do końca jeszcze znają pewne mechanizmy. Mówimy, że sam detektor to nie wszystko, że kompletem, które daje nam możliwość uratowania czyjegoś życia jest także sonda lawinowa i łopata. Bez tych dwóch rzeczy sam detektor da nam niewiele. Lawinisko może być czasem tak twarde, że nie da się wbić w nie palca, a niektórzy wyobrażają sobie, że odkopią zasypanego rękami. W wielu przypadkach jest to po prostu nie możliwe. Podobnie z sondą, detektor wskaże nam orientacyjne położenie ofiary, ale dopiero sonda pomoże nam dokładnie znaleźć zasypaną osobę. Ten zestaw jest nierozłączny!
Comments 1