05 stycznia 2020 r. o godzinie 17:41 czasu chilijskiego Jacek Libucha ze Strzyżowa nad Wisłokiem dotarł na biegun południowy! To świetny wyczyn, Jacek wędrował samotnie i bez jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz, przez ponad 53 dni.
***
Wyprawa na biegun południowy
Jacek Libucha wyruszył na nartach z zatoki Hercules Inlet 13 listopada. Poruszał się w tradycyjny sposób – na nartach, ciągnąc za sobą sanie z całym ekwipunkiem i racjami żywności, które na początku wędrówki ważyły ponad 100 kg. Codziennie pokonywał odległość 15-30 km, a długość całej trasy wyniosła dokładnie 1141 km. Różnica wysokości pomiędzy wybrzeżem a biegunem to ok. 2800 m.
Złe warunki pogodowe zmuszały Jacka kilkukrotnie do przymusowych postojów, w związku z czym początkowo tempo było wolniejsze niż zakładał. Lepsza pogoda w grudniu pozwoliła jednak odrobić straty. W trakcie wędrówki nie brakowało momentów trudnych, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Zdarzały się jednak chwile radosne (z dziennika wyprawy, 02.12.2019):
Dwa dni temu znowu party, a okazja była podwójna: a) przekroczyłem 82 stopień, b) dokonałem uroczystej zmiany skarpet (mam tylko trzy komplety więc jest to wydarzenie). Były ciasteczka i woda z elektrolitami – nikt nie przyszedł, ale i tak było fajnie.
Na południowy biegun geograficzny Jacek dotarł 5 stycznia o godzinie 17:41 czasu chilijskiego (21:41 czasu polskiego). Dokonał tego jako trzeci Polak. Przed Jackiem na biegun południowy w ten sam sposób (czyli samotnie i bez wsparcia z zewnątrz) dotarli Marek Kamiński (1995 r.) i Małgorzata Wojtaczka (2017 r.). Łącznie podobnego wyczynu dokonało 30 osób.
Tak Polak wspomina ostatni odcinek wędrówki:
Końcowe dni okazały się jednak dużo trudniejsze niż przewidywałem: po pierwsze mocno dawało się odczuć rozrzedzone powietrze (nogi nie chciały „podawać”, a oddech był mocno przyspieszony), a po drugie nawierzchnia była oporna (trzeba było znowu orać przez luźny puch, bo blisko Bieguna śnieg nie topnieje i nie zmraża się w skorupę).
Szedłem dużo wolniej, więc musiałem rekompensować to dłuższymi godzinami marszu. Ostatnie cztery dni to znowu marsz „w mleku” – zwłaszcza słaby kontrast mocno przeszkadzał. Mimo wszystko, bliskość celu (i kończące się jedzenie…) popychała do przodu. Gdy zobaczyłem w końcu anteny Stacji Amundsena-Scotta, to jakbym dostał zastrzyk adrenaliny.
W trakcie wyprawy Jacek schudł 16 kg, pomimo dostarczanych codziennie 5000 kalorii.
Dlaczego?
Na to pytanie Jacek odpowiada:
***
Południowy biegun geograficzny – miejsce, w którym oś obrotu Ziemi przecina jej powierzchnię. Listopad, grudzień i styczeń to najcieplejsze miesiące na Antarktydzie, średnie temperatury dzienne wynoszą odpowiednio -38, -28 i -26 st. Celsjusza. Pierwszym podbojom bieguna południowego towarzyszyły spore emocje – w kierunku niezdobytego bieguna wyruszyły równocześnie dwie wyprawy. Ich liderami byli słynni polarnicy Roald Amundsen i Robert Falcon Scott. Wyścig wygrał Amundsen docierając na biegun na miesiąc przed Scottem, 14 grudnia 1911 roku.
W swoich „rozmowach” ze słynnym eksploratorem w trakcie wyprawy Jacek Libucha stwierdził:
Roald, proszę Cię nie cwaniacz – to były inne czasy, a ty przynajmniej miałeś psy!
Podobno, od tej pory Amundsen (jego wizerunek zdobił przody nart Polaka) zerkał na Jacka nieco bardziej gniewnie. Rozchmurzył się dopiero, gdy Jacek dotarł na biegun:
Michał Gurgul
źródło: libuchasouthpole.pl, Britannica Online