Dla osoby zakochanej w górach trekking w Himalajach jest niejednokrotnie spełnieniem marzeń. Niestety jednak, często wysoki koszt, trudności organizacyjne oraz niejasne i niepewne informacje sprawiają, że w nieskończoność odkładamy realizację tego marzenia na później. Czy musi tak być, czy może strach przed nieznanym ma tylko wielkie oczy? Zapytaliśmy o to specjalistę w dziedzinie himalajskich trekkingów, Bartosza Malinowskiego.
***
Najpierw były podróże i eksploracje – pasm górskich, surowych i trudno dostępnych rejonów świata, w szczególności Syberii oraz Mongolii. Później przyszła pora na Nepal. Już podczas pierwszego wyjazdu zakochał się w tym kraju i urzekających pięknem górach. Szybko nadeszły kolejne wyprawy: w Himalaje nepalskie, indyjskie, Himalaje Kaszmiru. Podczas liczącej 2500 km wędrówki Łukiem Karpat narodził się pomysł pokonania Wielkiego Szlaku Himalajskiego (WSH). Kolejne wyprawy w najwyższe góry świata sprawiły, że związał się z nimi również zawodowo. Od lat organizuje wyprawy i przewodzi grupom trekkersów, którym pokazuje nie tylko piękno natury, przedstawia bogatą kulturę i historię Nepalu, ale również zaszczepia ideę świadomego i etycznego podróżowania. Bartosz Malinowski to znawca himalajskich szlaków, który – na nasze szczęście – chętnie dzieli się swoją wiedzą.

Michał Gurgul: Przewodnikiem górskim zostałeś w 2006 roku. W 2007 pokonałeś Łuk Karpat na odcinku od południowej Rumunii do Bratysławy – podczas tego trekkingu powstał pomysł przejścia Wielkiego Szlaku Himalajskiego, którego budowa wtedy nie była jeszcze ukończona. Jak było z przygotowaniami, zacząłeś je od razu?
Bartosz Malinowski: Faktycznie, Wielki Szlak Himalajski został oficjalnie otwarty w 2011 roku dla uczczenia Światowego Roku Turystyki Górskiej. Moje przygotowania trwały bardzo długo, przez lata startowałem w różnych konkursach i starałem się pozyskać fundusze. Ale nie było to łatwe i w końcu musiałem sam sfinansować tę wyprawę. Początkowo planowałem jechać sam, ale temat WSH tak często przewijał się w domu, że w końcu moja żona stwierdziła, że też chce wziąć udział w tej przygodzie. W 2015 r. wyruszyliśmy na wyprawę. Pokonanie pierwszego etapu WSH, czyli liczącego 1700 km odcinka nepalskiego, zajęło nam 120 dni. W 2017 r. powróciliśmy na Szlak i pokonaliśmy w ciągu 72 dni 700 km w Himalajach Indyjskich, ale ta wyprawa nie potoczyła się zgodnie z planem. Mieliśmy problemy z pogodą i różnymi formalnościami. Niemniej była to również piękna przygoda.
Jakie odcinki pozostały Wam do ukończenia WSH? Kiedy planujecie kolejne wyprawy?
Kolejny etap zaplanowany jest w Bhutanie. Wyruszamy jesienią tego roku, a już latem – kolejna wyprawa w Himalaje Pakistańskie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, pozostanie nam jeszcze odcinek szlaku na wschodzie, w Himalajach Indyjskich – to bardzo mało eksplorowany fragment Himalajów.
Trudno sobie wyobrazić, jak olbrzymi obszar zajmuje to najwyższe pasmo górskie świata. Twoje doświadczenia z WSH i innych wypraw, a także z pracy przewodnika, pozwoliły Ci dobrze poznać te góry. Dlatego chciałbym zapytać Cię o to, jak to jest z tymi trekkingami – tak szczerze – czy można po prostu kupić bilet lotniczy i pojechać na swoją pierwszą wyprawę w Himalaje?
Są oczywiście różne szkoły. W tej chwili trekkingi w Nepalu są w zasadzie dostępne absolutnie dla każdego. Co roku na szlakach pojawia się coraz więcej turystów, w tym również Polaków. W łatwych rejonach są to z reguły trekkingi indywidualne, bez agencji i bez przewodników. Wiele wędrówek jest na tyle prostych – także pod względem pozyskania informacji – że nie ma problemu, aby samemu zorganizować sobie taką wyprawę. Natomiast na pierwszy wyjazd dobrze jest wybrać się z polskim przewodnikiem, agencją – żeby zobaczyć, jak to wszystko funkcjonuje. Kolejne wyprawy będzie wtedy na pewno łatwiej organizować samodzielnie.

Pomimo tego sporo osób decyduje się na korzystanie z agencji trekkingowych nawet podczas kolejnych wyjazdów. Wynika to z trudności organizacyjnych, logistycznych i formalności, które w Nepalu potrafią być uciążliwe. Często ludzie zwyczajnie nie mają czasu, aby zajmować się tymi przygotowaniami. Albo nie mają z kim pojechać na taką wyprawę i decydują się dołączyć do grupy.
Gdyby komuś zależało na samodzielnym wyjeździe, to rozumiem, że powinien wybrać na początek jedną z łatwiejszych tras?
Trekking indywidualny w popularnych rejonach nie jest niczym skomplikowanym. Do takich zalicza się rejon Annapurny, Mustangu, Manaslu, Everestu czy centralną część Himalajów – Lantang. Proste trasy są najbardziej popularne.
Są też łatwiejsze pod względem organizacyjnym?
Tak. Na te trekkingi nie musimy zabierać namiotu i całego sprzętu campingowego, bo wszędzie nocujemy w lodge’ach, homestay’ach czy guesthousach – u gospodarzy, którzy mieszkają na stałe w górach. Oni też przygotowują posiłki, więc nie musimy zabierać ze sobą żywności. W związku z tym nie mamy ciężkiego plecaka i nie potrzebujemy tragarzy.
Ale jakiś specjalistyczny sprzęt chyba jest potrzebny, nawet na tych prostszych szlakach?
W zasadzie nie. Na prostych trekkingach potrzebujemy dosłownie odzież, bieliznę, śpiwór, szczoteczkę do zębów, krem z filtrem, okulary i latarkę – i to jest wszystko. Natomiast jeśli już mówimy o trudnych rejonach Himalajów, takich jak region Makalu czy przejście z regionu Makalu do Khumbu, czyli w region Everestu, szlakach, na których pokonujemy przełęcze o wysokości 6200 metrów, to już inna historia. Tam potrzebny jest sprzęt wspinaczkowy, liny, kaski, pełna asekuracja, szable śnieżne, śruby lodowe. W przypadku takiego trekkingu skorzystanie z agencji jest praktycznie kluczowe, żeby wyprawa mogła w ogóle się odbyć: potrzebni są tragarze, zapas żywności na 2, czasem 3 tygodnie, duży zapas gazu potrzebnego do gotowania oraz pozyskiwania wody z lodu i śniegu.

Te szlaki są bardziej wymagające i niebezpieczne?
Trudne trasy trekkingowe w Himalajach nie mają oznaczeń w terenie. Więc często napotykamy trudności nawigacyjne. Kolejna sprawa to niebezpieczeństwa obiektywne. Jeżeli nie znamy drogi, jeżeli nie mamy dużego doświadczenia w poruszaniu się w górach wysokich, to po prostu możemy na takiej trasie stracić życie. Przechodzimy trudne lodowce, pokonujemy mnóstwo szczelin, poruszamy się w terenie zagrożonym lawinami, itd. Dla osoby, która nie ma dużego doświadczenia górskiego, jest to cholernie niebezpieczna przygoda.
Jedną z takich trudniejszych wypraw, na jakie zabieram ludzi, jest trekking wokół Dhaulagiri. Śpimy w namiotach, zabieramy cały sprzęt, korzystamy w pomocy tragarzy. Na tę wyprawę biorę ludzi, którzy byli już ze mną na innych trekkingach, i którzy potrafią posługiwać się czekanem i chodzić w rakach.
Czy istotną rolę odgrywa na tych wyprawach przygotowanie fizyczne?
To bardzo ciekawe zagadnienie. Na moich wyprawach codziennie chodzimy z plecakiem przez 4, 5, a czasem i więcej godzin. W związku z tym wydawać by się mogło, że najlepiej poradzą sobie osoby, które na co dzień prowadzą aktywny tryb życia. Natomiast coraz więcej osób decyduje się na tego typu wyprawy, nie posiadając żadnego przygotowania: trenują sporadycznie lub przed samym wyjazdem. I co ciekawe, z moich obserwacji wynika, że to przygotowanie fizyczne wcale nie jest kluczowe. Zdarzało mi się mieć w grupach ludzi, którzy biegają maratony, maratony górskie, ultramaratony, a podczas trekkingu miały bardzo poważne problemy. Na prostych trasach!
W dużej mierze jest to związane z kwestią przebywania na wysokościach 4500–5500 metrów. Jak wiemy, każda osoba aklimatyzuje się inaczej i każdy organizm zupełnie indywidualnie odbiera obciążenie. Czasami osoby świetnie przygotowane mają problemy ze snem, z regeneracją, brak apetytu i różne inne przypadłości, które utrudniają im trekking. Dla wielu osób, które jeżdżą ze mną na wyprawy, to jest największy wysiłek, jaki do tej pory podjęły w życiu.
Jeśli przygotowanie fizyczne nie jest kluczowe, to w takim razie co jest?
Według mnie głowa. Potrzebna jest motywacja i determinacja. A z tym bywa różnie… Np. często widzę kobiety, które pomimo, że nie są tak silne kondycyjnie jak mężczyźni, lepiej radzą sobie podczas trekkingu. Myślę, że mają silniejszą psychikę. Nie marudzą, nie stękają, nawet jak mają obtartą piętę lub przemrożone ręce, to zaciskają zęby i idą dalej. W przypadku mężczyzn często przy najdrobniejszym urazie, zdartym naskórku u stopy, jest wielki płacz, stękanie i akcja ratunkowa (śmiech). Nie chcę tu generalizować, ale po prostu często obserwuję takie sytuacje – to ciekawe zagadnienie od strony socjologicznej.
Rzeczywiście. Powróćmy jednak do spraw praktycznych. O jakiego rzędu kwotach mówimy w przypadku wypraw organizowanych przez Ciebie?
Koszty wypraw, jakie oferuję, obejmują przeloty, wizy, ubezpieczenia, wszystkie noclegi, wyżywienie, pozwolenia i opłaty administracyjne – od początku do końca. Ceny zależą jednak od wielu czynników, przede wszystkim: regionu, długości i okresu, w jakim odbywa się wyprawa. Możemy przyjąć, że całkowity koszt w przypadku łatwego, popularnego trekkingu wynosi 10–13 tys. złotych. Trudny trekking, podczas którego trzeba korzystać z tragarzy, przewodnika lokalnego, całej masy różnego sprzętu, to koszt 14–16 tys. zł.
Ile możemy zaoszczędzić, organizując wyprawę samodzielnie?
Myślę, że może to być 2, może 3 tys. złotych oszczędności. Ale decydować będzie o tym szereg czynników. Wybierając się np. w region Mustangu, musimy liczyć się z opłatą za zezwolenie, która kosztuje 500 USD za 10 dni. W tym rejonie będziemy musieli też zapłacić przewodnikowi, z którego nie można zrezygnować – jest obowiązkowy. W Nepalu w październiku czy listopadzie ceny permitów są dwukrotnie wyższe niż we wrześniu. Te wszystkie elementy decydują o tym, ile będzie nas ta przygoda kosztowała. Jest też część spraw, których po prostu nie opłaca się załatwiać samemu, tak jak np. niektóre formalności w Nepalu. Agencja załatwia dokumenty za 10–15 USD. Sam koszt taksówki do jednego z urzędów to 8 USD i dodatkowe 2–3 dni oczekiwania. W tym przypadku współpraca z agencją jest nieunikniona. Namiary na agencje, z którymi współpracuję, chętnie udostępniam.
Pomimo tego, że żyjesz z organizacji wypraw w Himalaje, sam chętnie pomagasz osobom, które chcą się wybrać na trekking na własną rękę. Dlaczego?
Staram się pomagać, jak mogę, ponieważ w internecie jest wiele sprzecznych informacji. Przewodniki są pomocne, ale nie znajdziemy w nich wszystkiego. Najlepiej jest pytać u źródła, spotkać się na festiwalu, porozmawiać tak, jak rozmawiamy teraz. Można do mnie też napisać albo zadzwonić.
Skorzystam w takim razie z okazji i wypytam Cię jeszcze o kilka informacji przydatnych dla osób planujących indywidualne wyprawy w góry Nepalu. Jak wygląda kwestia transportu?
Przelot to jeden z największych kosztów. Z Warszawy do Khatmandu polecimy w dwie strony za 3500 zł, np. liniami Qatar. Da się to zrobić taniej, lecąc np. do Delhi (1500 zł w dwie strony) i dalej Kathmandu (500 zł). Trzeba się jednak nakombinować i kupować bilety z wyprzedzeniem. Jeśli kupujemy bilety oddzielnie, będziemy potrzebowali też wizę indyjską, to dodatkowy wydatek ok. 500 zł. Ostatnio pojawia się też coraz więcej ofert tanich lotów do Dubaju (Fly Dubai z Krakowa), a stamtąd możemy znaleźć tanie połączenie do Khatmandu.
Na miejscu, w zależności od tego, jaki rejon obierzemy za cel wyprawy, mogą czekać nas kolejne loty. Je również trzeba rezerwować dużo wcześniej – linie są mocno obciążone, a dodatkowo często zdarzają się kilkudniowe opóźnienia spowodowane złą pogodą – planując wyprawę, trzeba mieć odpowiedni bufor czasowy.
Aby dotrzeć w niektóre rejony, korzystamy z transportu lądowego: autobusy, busiki, samochody terenowe. To zazwyczaj nie są już bardzo duże koszty.

Czy nie ma problemów z komunikacją?
Sprawy językowe w Nepalu to kolejna ciekawostka. Sam znam sporo zwrotów i słówek po nepalsku, ale nie zawsze mi to pomaga, ponieważ dużo Nepalczyków nie zna nepalskiego. W kraju jest kilkanaście języków i kilkadziesiąt dialektów. Ale oczywiście w regionach turystycznych wszyscy mówią lepiej lub gorzej po angielsku – nie ma problemów z komunikacją. W miejscach mniej popularnych trzeba improwizować.
Jaki okres jest najlepszy na trekking w Nepalu?
Teoretycznie sezon trekkingowy w Himalajach nepalskich to wiosna i jesień. Wiosna: marzec, kwiecień, do połowy maja. Jesień: październik, listopad, pierwsza połowa grudnia. Ale można jechać też w innych okresach, warto tylko pamiętać, że czerwiec, lipiec i sierpień to najgorszy okres – wtedy w Himalajach Nepalskich trwa monsun. Zupełnie odwrotnie jest w Himalajach Indyjskich. Tam sezon trekkingowy zaczyna się właśnie latem – najlepszy czas to czerwiec, lipiec i sierpień.
Ok, wychodzi na to, że jeżeli ktoś ma takie ambicje i czas potrzebny na zgromadzenie informacji i zaplanowanie wyprawy, może to zrobić samodzielnie. Co oprócz „świętego spokoju” zyskujemy, jadąc z agencją?
Sam trekking, przebywanie w górach, obcowanie z naturą i kulturą daje nam wiele radości. Samodzielna przygoda daje też satysfakcję, i ja to jak najbardziej rozumiem. Jednak na wyjeździe z doświadczonym przewodnikiem możemy skorzystać jeszcze więcej. Ja na przykład opowiadam bardzo dużo o historii, religii, kulturze, architekturze… Opowiadam o górach, miejscach, które mijamy, o losach różnych wypraw. Taki trekking z przewodnikiem jest dużo bogatszy w informacje. Lokalny przewodnik ułatwia nam też komunikację z ludźmi napotkanymi na szlaku – to również wartościowe doświadczenia. Gdy jeździmy z żoną na nasze prywatne wyprawy, i nie korzystamy z pomocy przewodników, sam czuję czasem, że trochę tracę. To kwestia indywidualnego wyboru.
Jako przewodnik starasz się też zwracać uwagę na właściwe zachowania w górach i podczas podróży – zarówno wobec natury, jak i ludzi. Równocześnie przykładasz się do promowania turystyki w Nepalu, w Himalajach.
Wpływ turystów, trekkersów, na to, w jaki sposób zmieniają się te regiony, kultura, środowisko i podejście lokalnej ludności do różnych kwestii, jest ogromny. Niestety, w najbardziej popularnych regionach mocno widać to, jak podupadły wartości kulturowe i duchowe, a dla ludzi liczy się tylko kasa. To bardzo przykre i mam świadomość tych problemów. Wiem też, że sam przyczyniam się do wzrostu ruchu turystycznego w tych miejscach i dlatego właśnie bardzo staram się uczulać uczestników moich wypraw na te kwestie.
Staramy się minimalizować nasz wpływ na otoczenie, dbać o środowisko naturalne, ale przede wszystkim o ludzi. Bardzo ważny jest dla mnie szacunek dla drugiego człowieka, do Nepalczyków, Tybetańczyków, wszystkich ludzi, którzy zamieszkują Himalaje. Staram się dużo mówić o moralności i etyce, zwracam bardzo uwagę na to żeby np. nie rozdawać dzieciom pieniędzy, czekolady, cukierków. Zachowania tego typu niszczą te społeczności, przyczyniają się do rozwoju żebractwa, zmieniają ich przyzwyczajenia, sprowadzają choroby. To bardzo złożony problem i cieszę się, że coraz częściej rozmawiamy o tym przy różnych okazjach.
To rzeczywiście bardzo istotny – i rozległy – temat. Mam nadzieję, że wkrótce do niego wrócimy. Teraz jednak musimy już kończyć, dlatego mam do Ciebie ostatnie, krótkie pytanie: dlaczego Nepal?
Zauważ, że jeśli ktoś jedzie np. do Kambodży czy Wietnamu, to zazwyczaj tylko raz. Podobnie jest z innymi egzotycznymi miejscami. Do Nepalu ludzie wracają – 2,3,4 razy. To na tyle ciekawy kraj, że naprawdę można i chce się tam wracać. Jeśli chodzi o trekkingi, to jest tam w nieskończoność rozmaitych tras. Znam ludzi z Polski i z zagranicy, którzy byli już w Nepalu 10–15 razy i nadal wracają. Ja się nie dziwię – to jest naprawdę niezwykły kawałek świata.
***
Materiał ukazał się pierwotnie w 7. numerze Outdoor Magazynu (maj 2019).
*
Niedawno pisałem na ten temat na podstawie własnych doświadczeń: