Wciąż pytasz, po co mi te Góry? Czy nie męczy mnie to „pod górkę”, ciężki plecak, kamienie pod nogami? Dziś mam czas, by wyjaśnić Ci moje wędrowanie.
Samo pakowanie plecaka jest początkiem wędrówki. Ciuchy, buty, mapa i dobry humor. Dokładam moją tęsknotę, by dała mi w końcu spokój.
Jadę.
Mam dreszcze i taki niepokój, czy godna jestem spojrzeć Im w oczy? Czy zechcą odkryć przede mną swoje tajemnice? Czy pozwolą mi na zbliżenie?
Aż tak? yhm
I w końcu jestem na miejscu. Oddycham pełną piersią, chłonę je całe w Ich majestacie.
Czuję się jakby dopięto mi skrzydła. Unoszę się ponad to wszystko. Nie wiem, czym zaskoczą mnie Tatry, ale wciąż to robią. Magia i tajemnica w jednym.
Na szlaku spotkałam wędrowca, mężczyzna około 60 lat. Niezwykłe spojrzenie, pogodny uśmiech i ciepły głos. Opowiadał o Tatrach pięknie, a ja tylko patrzyłam w Jego oczy.Gdyby zamilkł, to one właśnie mówiłyby najwięcej. W nich była zamknięta miłość. Przeszywał mnie na wylot. Bałam się, że odczyta moje myśli, mój lęk, że nie godna jestem stołowania się tym pięknem.
Spotkałam go jeszcze parę razy.
Tych oczu nie zapomnę nigdy.
Miał anielskie spojrzenie.
W drodze na Kończysty Wierch przyłączyła się do nas kobieta. Wiekiem przypominała owego wędrowca. Opowiadała swoją przygodę z Tatrami, ale jak…
Gdybyś mógł posłuchać. Jej barwa głosu, słowa jak muzyka docierały do mego wnętrza. Miałam wrażenie, że góry kłaniają się nam nisko. Dziwne uczucie. Otwierały swoje ramiona, przytulały do siebie. Czułam ich oddech na sobie. Było mi tak pięknie i bezpiecznie.
Kim była ta kobieta, której słów nie zapomnę?
W drodze na Czerwone Wierchy towarzyszem podróży był zakochany w Tatrach człowiek. Anielskie spojrzenie i muzyka słów.
Niezwykłych ludzi spotykam, ciepłych i tak jakoś mi bliskich.
W drodze na szczyt robię sobie rachunek sumienia. Pod butami kamienie, przede mną dumne szczyty. Patrzą na mnie i tylko wiatr budzi ciszę. Szpiglasową Przełęcz i droga do Doliny Pięciu Stawów… Szlak iście pogodny. Zatrzymuję się, by pokłonić się dumnemu Mnichowi. Z daleka widzę, że jest oblegany.Ktoś macha do nas ze szczytu. Ktoś dotknął szczęścia. Tak można? i owszem. Powiem Ci, że dotyk skał jest jak dialog. Góra przemawia do mnie a ja słucham. Tyle w niej marzeń, moich i Twoich. Przesuwam dłonią po powierzchni i zgarniam Ich cząstkę. Schodzę w Dolinę Pięciu Stawów, oczy rozbiegane i dusza oszalała. Znajduje miejsce nad stawem nim przeglądają się góry. Zwierciadełko powiedz przecie…Zmącę spokój wody. Rozkapryszone Tatry zasłaniają się chmurami. Dobrze, już dobrze. Jak rozkapryszone kobietki? Tafla wody uspakaja się…jest dobrze.
Lubię tak posiedzieć. Czuję jak dusza mnie opuszcza, na moment.
– Jak tak? Jak to czuję?
Ok., posłuchaj…wyobraź sobie, że jesteś z ukochaną osobą na szczycie. Wieje wiatr, czuć chłód. Obejmujesz ją, przytulasz do siebie. Oboje stajecie się jednym. Ta magia jest Waszym udziałem. Ciepło i przytulnie. I nagle odpychasz ją od siebie, daleko… poczułeś jak zimno dociera do twojego wnętrza. Odarty z ubrań, nagi… nieprzyjemne uczucie prawda?
Tak właśnie wtedy się czuję. Chłód wewnątrz ciała. A moja dusza lata po grani, szczęśliwa. I wraca do mnie. Ty przyciągasz ukochaną do ciała SWEGO. Jest tak pięknie, tak dobrze. Chwilo trwaj!
– Czujesz to?
Wiem, co pomyślisz, że oszalałam. Tam, na szczycie dzieje się coś dziwnego. Coś, czego nie zrozumiem. Nie zamierzam pojąć.
– Wierzysz w Anioły?
Czuję Ich obecność. We mnie, tuż obok mnie…
Sądzę, że są składnią tych niezwykłych ludzi, których poznałam w Górach.
Uśmiech jednego, słów muzyka drugiego, spojrzenie…. Po części złożyłam mojego Anioła.
Ma ludzki uśmiech, mówi moim języku, milczy i słucha jak potrzeba. Ma oblicze tej pogodnej kobiety i powab Tatr.
Tatry, w nich wszystko jest inne. Tam nawet zmęczenia ma słodki smak.
Jesteś lekki, ponad wszystkie ziemne sprawy. Tam u góry one obłocznieją.
To jak Misterium…
– Wierzysz w Boga?
– Czasem…
To „czasem” nabiera w górach mocy. Rozmawiam z Bogiem jak z Przyjacielem. Proszę i przepraszam …nie dla siebie, dla Ciebie.
A On mnie słucha.
Taki tatrzański przedsionek Raju.
Rozumiesz mnie? Zrozumiałeś, choć trochę, dlaczego moje serce krwawi z tęsknoty?
I dlaczego moje serce „wtarłam” w chłód skały, która przyjęła je z wdzięcznością!
Góry uczą pokory, to fakt. Ale przede wszystkim są obliczem Miłości. Bez zakłamania i wyrzeczeń…czystej i krystalicznej.
W górach każdy mój krok ma sens, sama droga jest błogosławieństwem. A ucztą na szczycie jest smak i zapach wolności.
Upajam się nim do woli, sycę i karmię duszę mą.
A teraz tu, na nizinie żyć pozwala mi piękniej. I tylko czasem zaglądam do wnętrza „mej spiżarni” i wspomnień gramy zabieram.
Bo Góry nauczyły mnie rozumieć życie.
Pozwoliły mi na oddech dobroci…
Dlatego są moją cząstką, są we mnie i pozostaną do końca moich dni.
A kiedy stanę po drugiej stronie… sycić się będę nimi do woli znajdziesz mnie na każdym szczycie, na każdej grani.
Z wiatrem zatańczę i nucić będę…
„Góry moje, wierchy moje …”
PS. A teraz spakuj plecak, załóż buty i poczuj Ich smak i zapach, bez którego życie traci sens!
Gabi Kantarska