Robert Jałocha, dziennikarz „Faktów TVN”, zapytał zarówno Krzysztofa Wielickiego, jak i Denisa Urubkę, o ocenę sytuacji. Zaskoczenia nie ma – Denis nie widzi powodu do przeprosin, Krzysztof jest zawiedziony.
Po samodzielnej decyzji i wbrew działaniom całego zespołu Denis Uurbko w dniach 24-26 lutego działał na stokach K2 samotnie. Jego celem było zdobycie szczytu K2. Z powodu trudnych warunków pogodowych to się nie udało, na szczęście wrócił do bazy cały i zdrowy.
Dziennikarz zapytał go o ocenę sytuacji. Jak wynika z wypowiedzi Denisa, nie ma sobie nic do zarzucenia:
To była moja szansa, żeby coś zrobić, a nie tylko siedzieć w bazie. Podjąłem się ataku szczytowego i tak naprawę jestem usatysfakcjonowany, bo to zrobiłem, bez tego byłbym wściekły. Wróciłem bez zdobycia szczytu, ale to była naprawdę ryzykowna sytuacja. Dużo śniegu, zero widoczności, bardzo złe warunki. W tym przypadku moją jedyną słuszną decyzją mógł być powrót. Teraz mogę nastawić się na inne aktywności, przygotować się do wspinaczki w innym miejscu – wyjaśnia w wywiadzie
Myślę, że nie muszę mówić przepraszam, dlatego że oni też nie są aniołami. Krzysztof Wielicki pozwolił mi wejść do obozu trzeciego, a później kazał mi wrócić z powodów, których nie rozumiem. Ok, jesteśmy mężczyznami, himalaistami. To nie jest sytuacja, żeby mówić przepraszam. Mnie nikt nie przeprosił za ich błędy. Moje zdanie pozostaje takie samo.
Krzysztof Wielicki przyznał, że spodziewał się decyzji Denisa o wycofaniu się z wyprawy:
Zszedł do bazy. I tak jak przewidywałem, albo inaczej – tak chciałem żeby było – żeby Denis podtrzymał swoją decyzję o filozofii zimowej i zdecydował, że sam schodzi. Dlatego, że to pozwoli uniknąć konfliktów, nieporozumień. Za dwa dni jest okazja żeby zejść z zespołem trekkersów, jak gdyby uznając, że jego filozofia nie wypaliła i nie ma pewnej odwagi. Poza tym myślę, że w tej sytuacji jaka była zespół też nie życzyłby sobie dalszej współpracy. Doszło więc do pewnego łagodnego porozumienia, że on schodzi a my dalej działamy.
A gdyby Denis sam nie podjął decyzji o rezygnacji z udziału w wyprawie?
W porozumieniu z Polskim Związkiem Alpinizmu prawdopodobnie musielibyśmy go wykluczyć. Liczyłem na to, że sam zrezygnuje. Znam go, wiem że uniósłby się pewnie honorem, że jego idea nie wypaliła i jak żołnierz postanowił zejść. Dobrze zrobił. Byłoby bardzo niedobrze, gdybyśmy mieli go wykluczać. Zespół go nie chciał i słusznie, po tym, co zrobił ja też nie widziałem dalszej możliwości współpracy.
Dziennikarza zadał także pytanie czy ta sytuacja osłabia czy mobilizuje resztę zespołu. Krzysztof Wielicki odparł:
Jedno i drugie. Osłabia, bo to mocny zawodnik i silny, ale mobilizuje, bo koledzy mówią: no dobrze, musimy sobie sami dać radę.
Dla mnie to trudny moment osobisty, nie ekspedycyjny, dlatego, że znam go dwadzieścia lat. Byliśmy przyjaciółmi, mam nadziej, że nadal nimi będziemy, ale to co zrobił nadszarpnęło trochę nasze relacje. W tym sensie jestem zawiedziony. Życie.
Krzysztof Wielicki przyznał również, że nie spodziewa się słów przeprosin od Denisa.
Źródło: TVN24 (rozmowa z Denisem, rozmowa z Krzysztofem)