Pół kilometra wąskiej taśmy rozpiętej pomiędzy dwiema ikonami pustyni Moab – Wieżą Castleton i Rectory – to więcej niż highline. To przede wszystkim symbol więzi między kobietami, które podjęły niezwykłe wyzwanie. Nie chodziło o żaden rekord. Ani o próbę udowodnienia światu, że kobiety są tak samo dobre, jak mężczyźni. Dziewczyny rzeczywiście dowiodły samodzielności w tak trudnym projekcie, co można potraktować jako wspaniały skutek uboczny przedsięwzięcia. Ale Connection to przede wszystkim opowieść o porozumieniu i braterstwie. W żeńskim wydaniu.
***
„W podstawowym składzie było nas osiem. Pięć Francuzek, dwie Czeszki i jedna Kanadyjka. Miks kultur i języków. Nie do końca wiedziałyśmy, na co się piszemy. Oczywiście wyjazd poprzedzały miesiące przygotowań, jednak to, co przeżyłyśmy, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania” – wspomina Anna Hanus Kucharova, inicjatorka projektu. „Castleton pierwszy raz zobaczyłam w 2017 roku. To był mój debiut w tak długim highlinie. 500 metrów taśmy pomiędzy dwiema skalnymi wieżami robi niepowtarzalne wrażenie. Udało mi się przejść jedynie kawałek. Wróciłam do Czech i zaczęłam planować”.
Slackline pomiędzy Castleton i Rectory w Utah pierwszy raz zawisnął w 2015 roku. Linię pokonał wówczas Theo Sanson, ustanawiając tym samym rekord świata. Dwa lata później wyrównała go Mia Noblet, która jako pierwsza kobieta przeszła tak duży dystans na wysokości. Czar pustyni, przestrzeń i doskonałe temperatury do praktyki jesienią sprawiły, że w 2018 roku spotkała się tam grupa highlinerek zaangażowana przez Annę Kucharovą.

„Kupiłam 600 metrów taśmy i zadzwoniłam do Chloe Roux-Mollard, którą znałam z poprzednich projektów. Opowiedziałam jej o Castleton i natychmiast zabrałyśmy się za organizację. Zapraszałyśmy do udziału kobiety i mężczyzn. W pewnym momencie grupa chętnych liczyła sześć osób, w tym same dziewczyny. Wtedy zdecydowałyśmy, że podejmiemy wyzwanie w damskim składzie. Przede wszystkim dlatego, że nikt wcześniej tego nie zrobił. Do współpracy zatrudniłyśmy Jana Zurka – czeskiego reżysera, który zgodził się sfilmować nasze zmagania”.
Przygotowania trwały rok. Anna wspomina, że to właśnie w tym czasie doświadczyła najwięcej wzlotów i upadków. Sporo zamieszania przysporzyło zebranie ekipy, ale jeszcze więcej zorganizowanie funduszy na tak duży projekt. Większość kosztów dziewczyny musiały pokryć z własnej kieszeni. Chloe i Anna kupiły po sześćset metrów taśmy. Chwilę przed wyjazdem do Utah taśma Chloe została zerwana przez wiatr w Alpach, a ta należąca do Anny skradziona wraz z pozostałym sprzętem, który przechowywała w samochodzie.
Dziewczyny postanowiły ratować projekt, łącząc trzy krótsze slackliny, według techniki, jaką Anna poznała podczas trzydniowej konferencji International Slackline Association w Szwajcarii. Już na miejscu, w Utah, czekały kolejne wyzwania. Logistyka przedsięwzięcia była bardzo złożona. Rozwieszenie highlinu pomiędzy Castleton i Rectory wymagało wniesienia na górę ogromnej ilości sprzętu. Poprowadzenie taśmy przez pół kilometra skalistego terenu, tak by nic nie uszkodzić, również wymagało nie lada sprytu. Szczególnie przy tak niewielkiej załodze.
„W takich przypadkach efekt nie zawsze pokrywa się z oczekiwaniami. Trzeba improwizować. Stajemy przed problemem i musimy znaleźć jakieś rozwiązanie. To umacnia w nas przekonanie, że z wieloma rzeczami jesteśmy w stanie sobie poradzić. Wystarczy tylko ruszyć głową” – dodaje Camille Langlois-Barrière.

Wejście na skalną iglicę nie należało do najłatwiejszych. Castleton to 120 metrów wspinaczki na własnej asekuracji, uwzględniającej wyciągi o poziomie trudności od 5.9 (6a) do 5.13b (8a). Ponadto, aby spędzić na Rectory pięć dni, dziewczyny musiały wciągnąć na górę namioty, śpiwory, cały swój sprzęt i prowiant. Ich łączna waga sięgała 400 kg, z czego większość stanowiła woda. Pracowały od rana do nocy. Pogoda nie zawsze była dla nich łaskawa. Po zmroku temperatury spadały poniżej zera, a wyziębiający wiatr zniechęcał do działania. Po dwóch dniach highline był gotowy.
„Sama instalacja stanowiła ogromne wyzwanie. Może nawet większe, niż przejście tej odległości bez upadku” – wspomina Mimi Guesdon, której udało się pokonać całość. Poza Mimi pięćsetmetrową taśmę przeszła także Louisa Avenas.
Anna, pomysłodawczyni projektu, podkreśla, że chociaż każda z dziewczyn miała odmienne oczekiwania co do przejścia, wszystkim przyświecał jeden cel: rozprawić się z trudnościami projektu i spędzić fajnie czas. Camille, która doświadczenie w highliningu zdobywała przy okazji tak wielkich projektów, jak Asbestos (ponad dwukilometrowa linia w mieście Quebec, w Kanadzie), podkreśla, że głównym założeniem było stawienie czoła wyzwaniu.
„Każda z nas chciała się sprawdzić w tak wymagających warunkach. Przekonać się, że dam radę. Samo przejście zeszło na dalszy plan. Decydując się na udział w projekcie chciałam przede wszystkim poznać dziewczyny, z którymi można podjąć taką próbę i przeżywać wspaniałe sesje highlinowe.
„Być w tym magicznym miejscu, dzielić ze sobą doświadczenia. Moim prywatnym celem było przejście całości, niezależnie od ilości upadków po drodze. Chciałam cieszyć się każdym krokiem” – mówi Anna.„Podniebny spacer przy Castleton wywołał we mnie absolutną ekstazę. Już po kilku krokach poczułam, jak wysiłek fizyczny ustępuje miejsca harmonii. Wszystko szło gładko i dokładnie tak, jak powinno. Nie zliczę, ile razy upadłam, jednak żaden z tych upadków nie był w stanie wytrącić mnie z tego wspaniałego stanu. Castleton nie był moim projektem. To było moje marzenie. Spełniłam je”.
Osiem ambitnych kobiet w jednym miejscu tworzy mieszankę wybuchową. Wiele narodowości. Różne kultury. Odmienne cele i pragnienia. Mnogość pomysłów i różnice charakterów. Wydawałoby się, że to model grupy niemożliwej do skoordynowania we wspólnym działaniu. Rzeczywistość zaskoczyła wszystkich, łącznie z uczestniczkami. Anna, która zwerbowała całą żeńską załogę, opisuje:
„Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale współpraca przyszła nam bardzo gładko. Niezwykle naturalnie układały się nasze relacje, mimo że każda z nas jest inna. Część dziewczyn to świetne slacklinerki. Inne wspaniale się wspinają. Niektóre sprawdzają się w organizacji, a inne w tworzeniu muzyki i zapewnianiu rozrywki grupie. W tej różnorodności odnalazłyśmy pewną harmonię”.
Camille zapytana o to, jak osiem odmiennych osobowości dogadywało się podczas tych pięciu dni na pustyni, odpowiada:
„Jesteśmy grupą kobiet, w której każda rozumie i szanuje granice swoje oraz granice i innych. Gdy któraś z nas potrzebowała czasu dla siebie, zawsze go miała. Nie było żadnej presji. Potrafiłyśmy komunikować swoje potrzeby. To niezwykle ważne podczas skomplikowanych przedsięwzięć. Nasze umysły pozostawały otwarte. Dawałyśmy sobie pełne przyzwolenie na wrażliwość oraz emocje, które nam towarzyszyły. Cokolwiek się działo, mogłyśmy liczyć na akceptację ze strony grupy”.
Anna Kucharova uzupełnia:
„Sam fakt, że Castleton był projektem kobiecym nie gra głównej roli w tej opowieści. Istotną sprawą było dla nas to, że rzeczywiście możemy działać w damskim składzie tak samo prężnie, jak w składach mieszanych”.

Zmagania dziewczyn z Castleton to pierwszy kobiecy projekt highlinowy. Społeczność, jaka utworzyła się wokół tej aktywności, jest zdominowana przez mężczyzn. Z tego powodu w większości wyzwań biorą udział składy mieszane lub męskie. Nie wynika to z dyskryminacji, ale ze statystyk.
„Slacklinowa wspólnota jest otwarta na drugiego człowieka, ale niestety ze strony turystów i wspinaczy wielokrotnie doświadczyłam uprzedzeń podyktowanych płcią” – wyznaje Anna. „Pamiętam sytuację, w której ktoś zapytał moich znajomych, czy czują się bezpiecznie, gdy taśmę mocuje kobieta. Zdarzało się, że słyszałam od kogoś pytanie, czy na pewno wiem, co robię”.
„Nie jest to nagminne, ale obecne. Często te uprzedzenia są dość subtelne i występują pod postacią troski” – dodaje Camille. „Są dni, kiedy nie zwracam na to uwagi, jednak czasami mnie dotyka. Wówczas dobrze jest mieć realny punkt odniesienia. Na przykład taki projekt, jak nasz. Dzięki podobnym inicjatywom na bieżąco przesuwamy swoje granice i przekonujemy się, do czego jesteśmy zdolne”.
Anna Kucharova i Camille Langlois-Barrière podkreślają, że żyją w dość liberalnych krajach, w społecznościach, które akceptują ich działania. Jednak nie każda kobieta ma to szczęście.
„Z pomocą Jana Zurka powstał film, który być może dotrze do środowisk, w których prawa i wolność kobiet są ograniczone. Być może to będzie jakiś impuls do zmiany. I do pielęgnowania wiary w siebie”.
Connection obrazuje niezwykłą solidarność kobiet, idealnie oddaje atmosferę współprzeżywania i czerpania radości z tego co tu i teraz. Bez zbędnej rywalizacji, za to z ogromną dawką wzajemnego wsparcia. Majestatyczne kadry i ogrom przestrzeni Pustyni Moab pogłębiają te doznania. Obcowanie z naturą i z drugim człowiekiem w tak spektakularnym otoczeniu bez wątpienia umacnia więzi.
„Kohezja, która wytworzyła się w obrębie naszej paczki, była niezwykle silna. Myślę, że właśnie dlatego nazwałyśmy film Connection” – komentuje Camille. „Ten tytuł doskonale oddaje wartość, jaką jest poczucie przynależności” – dodaje.

Louisa Avenas, która pokonała pięćsetmetrową linię bez upadku, wyznaje:
„Ten projekt nauczył mnie zaangażowania w życie grupy. Dał mi ogrom motywacji i satysfakcji z uczestnictwa. Gdy tylko odsunie się na bok prywatne oczekiwania, można zrobić więcej miejsca na radość ze wspólnego przeżywania, z bycia razem”.
Według Camille za projektem stoi potrzeba, która w dobie pandemii jest ludziom szczególnie bliska – potrzeba posiadania przestrzeni:
„Działania ujęte w filmie Connection obrazują, jak ważne dla człowieka jest poczucie, że ma tyle miejsca, ile potrzebuje. W sferze fizycznej, ale naturalnie mówimy też o sferze psychicznej. Osoby związane z aktywnościami wykonywanymi w terenie potrafią docenić przestrzeń, jaką daje im natura. To nasza strefa komfortu. Ogromna, prawda? Być może dzięki temu tak dobrze dogadujemy się między sobą, mamy dla siebie tyle zrozumienia i akceptacji”.
Outdoorowy świat sportu wiąże się często z przesuwaniem granic własnych możliwości. Podejmowane wyzwania wyzwalają całą gamę emocji. Aby móc współgrać z tym światem trzeba nauczyć się stawiać czoła wszelkim uczuciom. Tym dobrym i tym, których zazwyczaj nie chcemy przeżywać. Dlatego tak ważne jest porozumienie z każdym. Z każdym elementem przyrody ożywionej i nieożywionej. Connection symbolizuje to połączenie. Niech będzie nośnikiem tej wartości wewnątrz każdej społeczności.
Zofia Kajca
***
Materiał ukazał się pierwotnie w 13. numerze Outdoor Magazynu (wiosna 2021).