Kilka lat temu himalaistka, Anna Czerwińska, zaskoczyła wszystkich informacją, że jako dawczyni szpiku uratowała życie młodej kobiecie chorej na białaczkę. Do bazy dawców szpiku zapisała się, aby podziękować górom za to, że nie robią jej krzywdy.
Godna podziwu była także determinacja himalaistki, która zgłaszając się do rejestru ALF PL3 Fundacji Przeciwko Leukemii miała jeszcze tylko trochę czasu na oddanie szpiku, ale swoją postawą podbiła serca wolontariuszy Fundacji Przeciwko Leukemii i pracowników NZOZ Medigen, koordynującego zakończony sukcesem przeszczep. W ślady starszej koleżanki poszła Ola Dzik, która również dołączyła do polskiego rejestru dawców. Obie zachęcają, by jak najwięcej ludzi gór dzieliło się z innymi tym, co najcenniejsze, czyli życiem.
Wypraw było bardzo wiele w moim życiu i w pewnym momencie pomyślałam, że czas się odwdzięczyć za te wszystkie udane powroty, bo… nie każda wyprawa kończy się przecież powrotem. Przez wiele lat byłam dawczynią krwi, więc postanowiłam spróbować być także dawczynią szpiku. Tu Fundacja Przeciwko Leukemii podała mi pomocną dłoń. Nie da się ukryć, że nie byłam najmłodszą kandydatką na dawcę, a wręcz trochę starą. Ale Fundacja uwierzyła, że skoro mogę wejść na Everest, to i szpik mam dobry i coś z tego będzie. I rzeczywiście było. Po kilku latach od zgłoszenia udało mi się zrealizować moje marzenie i zostać tzw. dawcą zrealizowanym. Zrozumiałam, że nasze zwycięstwa nad szczytami, to są nasze zwycięstwa, zawsze trochę egoistyczne. A tu mamy do czynienia z bezinteresownym podzieleniem się zdrowiem z drugą osobą, która tego bardzo potrzebuje – tłumaczy swoją decyzję Anna Czerwińska.
W 2014 roku himalaistka została liderką zorganizowanej przez Fundację Przeciwko Leukemii i Medigen wyprawy „Szpik na Szczyt”, podczas której na szczyt Kilimandżaro (5 895 m n.p.m.) weszli pacjenci, którzy wygrali z białaczką, dawcy szpiku oraz grupa polskich lekarzy transplantologów przeszczepiających szpik.
W momencie, kiedy zostałam dawcą zrealizowanym, wymyśliłam sobie, że może moją biorczynię zabiorę w góry, to trochę nie wyszło, za to Fundacja przyjęła mój pomysł i rozwinęła go, czyniąc z niego prawdziwy wyjazd, którego zostałam panią kierowniczką. Jako liderka tej dużej grupy naprawdę czułam olbrzymią satysfakcję. Dzień po dniu ci ludzie się zbliżali do szczytu. Oczywiście nic nam nie zostało oszczędzone: był i wiatr i deszcz i deszcz ze śniegiem, była wysokość, były różne inne problemy, ale naprawdę uczestnicy byli niezłomni i bardzo solidarni. Rzadko się zdarza, żeby tak duża grupa ludzi miała tak jasno wyznaczony cel i do niego zgodnie dążyła. Na wyprawach przeważnie spotykam indywidualistów, którzy walczą o własny sukces, a tutaj cała grupa była nastawiona na sukces, ale wspólny. Czułam wewnętrzną satysfakcję, gdy stanęli na szczycie. Cieszyłam się ich radością – dodaje himalaistka.
Wyprawa – pierwsza tego typu na świecie – odbiła się szerokim echem i zwróciła uwagę na zagadnienie dawstwa szpiku, a przede wszystkim pokazała, że białaczka nie musi być wyrokiem, oczywiście jeśli znajdzie się dla chorego dawca.
Fakt, że uratowałam komuś życie dał mi masę frajdy. Jest to może trochę inna satysfakcja niż w górach, ale powiedziałabym, że nawet większa. Fajnie, jeśli w moje ślady czy ludzi, którzy są w rejestrze dawców, będą szli ludzie młodzi. Człowiek młody ma większe szanse doczekać bycia dawcą. Ja nerwowo wydzwaniał do Fundacji, czy na pewno nikt nie potrzebuje mojego szpiku. A takie osoby jak Ola Dzik mają tego czasu więcej – podkreśla Anna Czerwińska.
W górach niejednokrotnie byłam blisko sytuacji, kiedy ktoś potrzebował pomocy. Tam trudniej jest jej udzielić i często wymaga to podjęcia wielkiego ryzyka. Bywa tak, że kiedy trzeba skompletować ekipę, żeby iść i komuś pomóc, nie ma chętnych, ponieważ ludzie się boją. Są to trudne wybory między własnym bezpieczeństwem a niesieniem ratunku. Gesty niemal heroiczne. A w przypadku bycia dawcą okazuje się, że można pomóc bez większych poświęceń i może to zrobić prawie każdy. Wystarczy się zgłosić. Dlatego i ja dołączyłam do grona kandydatów na dawców szpiku, zwłaszcza, że zaprosiła mnie i zachęciła Ania Czerwińska, która jest dla mnie niewątpliwie górskim autorytetem. Nie tylko górskim, ponieważ to, jak walczyła, żeby zostać dawcą, jest również czymś niesamowitym – powiedziała Ola Dzik. – Chciałabym zachęcić wszystkich ludzi gór, którzy chodzą po górach zarówno wyczynowo, jak i rekreacyjnie, a także tych, którzy uprawiają inne związane z górami sporty, aby zgłaszali się do polskiego rejestru dawców szpiku. Daje nam to szansę uratowania komuś życia, a chorym znalezienia dawcy – dodała młoda himalaistka.
Ania Czerwińska ma naturę ratownika. Pomaga ludziom w górach, pomagała w Nepalu, gdzie przebywała podczas trzęsienia ziemi i 7 lat temu pomogła matce małego dziecka, która chorowała na białaczkę i potrzebowała dawcy szpiku. Dziś jesteśmy świadkami przekazania pałeczki od jednej znanej himalaistki drugiej znanej himalaistce. To jest nasza sztafeta życia, a symbolem jej niech będzie czekan. Mamy nadzieję, że młodsza koleżanka Ani, czyli Ola Dzik również w ten sposób uratuje komuś życie, a także da przykład innym młodym ludziom – powiedziała Monika Sankowska, przewodnicząca Rady Fundacji Przeciwko Leukemii.
Zapraszamy do obejrzenia spotu z udziałem himalaistek:
[yiutube id=”mmuyYChjNTY”]
Jagoda Mytych