Jakiś czas temu dostałem do testów czołówkę Distance LT 1100 (test znajdziecie TUTAJ) i – jako mniej znaczący dodatek – lampkę, o której zamierzałem napisać jedno, dwa zdania, po prostu przy okazji. Szybko okazało się jednak, że korzystam z Orbitera znacznie częściej niż przypuszczałem, w zasadzie bez przerwy, również w codziennych sytuacjach. Uznałem więc, że zasługuje na oddzielny tekst.
***
Przewaga lampki nad czołówką*
Szczęśliwcy, którzy często spędzają długie wieczory i noce w lesie z pewnością zauważyli kilka drobnych uciążliwości związanych z korzystaniem z czołówek w sytuacjach stacjonarnych. Są to oczywiście problemy wagi piórkowej, no ale skoro można im zaradzić, to czemu nie. Oto one:
- kilka osób siedzących naprzeciw siebie z zapalonymi czołówkami oślepia się wzajemnie do tego stopnia, że niewiele w tej iluminacji widać,
- gdy jest mgliście lub zimno i z ust unoszą się obłoczki pary, podświetlona przez czołówkę mgiełka zasłania pole widzenia,
- długo noszona czołówka zaczyna uwierać, a skóra głowy swędzieć,
- brakuje centralnego punktu skupiającego zgromadzonych.
Wszystkie te niedogodności rozwiązuje lampka biwakowa.
* oczywiście mówimy tu tylko o sytuacjach stacjonarnych, wszędzie indziej przewaga czołówki nad lampką jest jednoznaczna i oczywista.
Obszar zastosowania – outdoor
Co oczywiste, lampka kempingowa znajduje zastosowanie podczas kempingu. Zależy jednak, co kto przez ten kemping rozumie. W pierwszym zdaniu opisu Black Diamond wspomina na przykład o „tailgatingu”, czyli formie spędzania czasu popularnej w Ameryce, polegającej na imprezowaniu przy tylnej klapie pick-upa (tailgate). Oczywiście w Europie tego akurat nie robimy, niemniej to daje nam wskazówkę, w jakich obszarach Orbiter znajdzie zastosowanie.
Lampka jest dość duża (508 g, około 15x12x12 cm), w związku z czym raczej nie nadaje się na wędrówki z plecakiem czy podróże rowerowe. Dobrze sprawdzi się natomiast wszędzie tam, gdzie dojeżdżamy autem. Oświetli i umili wieczory podczas podróży vanem lub kamperem, podczas biwaków na polach namiotowych dostępnych dla zmotoryzowanych, rejsów oraz – ewentualnie – wycieczek, podczas których waga bagażu nie ma dużego znaczenia (na przykład rekreacyjny spływ kajakowy). Taka lampka fajnie sprawdza się w „bazie”, przy wspólnym stole.
Nie wyobrażam sobie jednak, by pakować ją nawet na krótką wycieczkę do toreb rowerowych, których objętość jest ograniczona. Orbiter jest nieco większy od mojego minimalistycznego zestawu do gotowania. Czasem po prostu na takie udogodnienia nie ma miejsca.
Nie jest to jednak żaden mankament samego produktu. Wszędzie tam, gdzie możemy sobie pozwolić na tę odrobinę luksusu, rozmiary Orbiter będą jego walorem. Duża lampka o maksymalnej mocy 650 lumenów daje bardzo przyjemne i miękkie światło. Jej wysokie, składane nóżki sprawiają, że dobrze oświetla rzeczy leżące na stole, na przykład karty do gry. Składane ucho umożliwia również, zawieszenie jej na gałęzi, pod sufitem namiotu lub pod markizą kampera.
Dla osób szukających podobnego rozwiązania, ale bardziej kompaktowego Black Diamond ma w swojej ofercie znacznie mniejszy model Moji.
Pozostałe obszary zastosowania
Poza podróżami samochodem, kamperem lub jachtem, do których został stworzony, Orbiter okazał się świetnym towarzyszem podczas codziennych aktywności przydomowych. Na werandzie, przy samochodzie, w domku narzędziowym, jako dodatkowe światło przy ognisku lub grillu, podczas naprawiania roweru, a nawet w domu – gdy tylko lampka jest pod ręką, okazuje się, że jest przydatna.
Technikalia
Źródło światła QuadPower LED daje maksymalnie 650 lumenów (maksymalny zasięg światła to około 17 m). Do wyboru mamy kilka trybów, a w każdym z nich płyną regulację mocy światła. Dostępne jest pełne światło, górne i dolne. To ostatnie sprawdza się wyjątkowo dobrze, gdy lampka stoi na nóżkach, a nam nie zależy na dużej jasności, a tylko delikatnym podświetleniu rzeczy leżących na stole. Tryb świecy daje nastrojowe, ciepłe i lekko migoczące światło imitujące ogień. Tryb „living colours” to coś dla fanów kolorów. Jest też możliwość ustawienia na stałe jednego, wybranego koloru.
Podobnie jak czołówki Black Diamonda, Orbiter posiada prostą blokadę, która zapobiega przypadkowemu włączeniu lampki w transporcie. Aby zablokować i odblokować lampkę należy chwilę przytrzymać oba przyciski.
Pojemność litowo-jonowej baterii to 5200 mAh. Według producenta to 4 godziny świecenia z maksymalną mocą i aż 240 godzin w najoszczędniejszym trybie. Testy wykazały, że nowa lampka świeci nawet ciut dłużej. Podczas normalnego użytkowania rzadko będziemy korzystać z maksymalnej mocy – zadaniem tego typu lampki jest delikatne rozświetlenie mroku, zbudowanie atmosfery, a niekoniecznie faktyczne i mocne oświetlenie okolicy. Gdy zaniepokoi nas ruch w zaroślach i tak sięgniemy po czołówkę.
Czas ładowania od 0 do 100 procent to około 3,5 godziny. Podobnie jak czołówki BD, Orbiter został wyposażony we wskaźnik poziomu baterii – trzy diody.
Orbiter posiada trzy gniazda. USB-C do ładowania lampki (IN), a także USB-C i USB-A do ładowania innych urządzeń z baterii lampki (OUT). Może więc służyć jako power bank.
Certyfikat IPX4 oznacza, że nie mamy w przypadku tego urządzenia specjalnej ochrony przed ciałami stałymi, pyłoszczelności (X), bo i po co? Mamy za to „odporność na niewielką ilośc wody przez dłuższy czas” (4). W praktyce oznacza to, że pozostawiona na całą noc na zewnątrz lampka nie zepsuje się od wilgoci i rosy. W trakcie testów zostawiałem ją kilkukrotnie, nawet gdy lekko padało.
Zakres temperatur działania: -17-43 st. Celsjusza.
Podsumowanie
Orbiter sprawdza się świetnie w sytuacjach, do których został stworzony. Zadaniem tej lampki jest podniesienie komfortu biwaków i w tę funkcję spełnia bez zarzutu. Nie brakuje jej mocy (maksymalne światło w większości sytuacji jest zbyt jasne), fajnie buduje atmosferę, ma dużo trybów, materiały są dobrej jakości i jest wygodna w użyciu. Nóżki w połączeniu z dolnym trybem świecenia to moje ulubione ustawienie. Daje przyjemne światło, które dobrze oświetla to co poniżej i nie razi.
Mankamentów nie widzę, może poza rozmiarem, ale i tu – coś za coś. Może też wyższa klasa wodoszczelności, dałaby większy luz, ale i tak Orbiter wytrzyma sporo, a nie jest przecież przeznaczony do zadań specjalnych.
Niespodziewanie odkryłem też szereg zastosowań mniej outdoorowych, jak wspomniane prace przy domu, czy grillowanie na werandzie. To sprawiło, że Orbiter stał się rzeczą codziennego użytku, a nie tylko sprzętem weekendowym czy wyjazdowym. Okazał się więc o wiele bardziej przydatny, niż przypuszczałem.
Michał Gurgul