Zadaliśmy to pytanie naszym ekspertom: Kamili Kielar, Agnieszce Dziadek, Joannie Mostowskiej, Mateuszowi Waligórze, Łukaszowi Superganowi i Rafałowi Królowi. W tym odcinku werdykt jest wyjątkowo jednogłośny. Ciekawe jednak jakich modeli kijów używają i na jakie cechy tego elementu wyposażenia zwracają szczególną uwagę. Zobaczmy.
***
Pierwszy z odcinków cyklu (Buty: wysokie czy niskie?) znajdziecie w jesiennym numerze OM (opis treści numeru). Kolejne odcinki to:
- Poradnik ekspertów: skarpetki trekkingowe na długie dystanse
- Poradnik ekspertów: plecak na długi trekking
- Poradnik ekspertów: waga piórkowa czy ciężka?
- Wózki wyprawowe. Rozmowa z Mateuszem Waligórą (dodatek specjalny)
***
Agnieszka Dziadek
Istnieją bardzo nieliczne przypadki osób, które nie potrafią się poruszać z kijkami. Część ludzi musi się tego uczyć, inni potrafią z nich korzystać instynktownie.
Chodzenie z kijkami trekkingowymi jest często mylone z nordic walking, jednak to dwa różne „style” operowania kijami. W nordic walking odpycha się długimi kijami i maszeruje jednostajnie. Podczas wędrówki z plecakiem jest większa dowolność. Idziemy wolniej, kije są krótsze i czasem się nimi odpychamy, a czasem hamujemy na stromym zejściu. Czasem to szukanie równowagi w trudnym terenie, a czasem po prostu zajęcie dla rąk.
Ja sama mam dość specyficzny styl. Czasem słyszę, że niewłaściwy, ale dla mnie jest wygodny i wydajny. Z pewnością jest tu miejsce na różnorodność.
W ciągu wielu lat chodzenia z kijkami przyzwyczaiłam się do nich tak bardzo, że stały się przedłużeniem moich ramion i mam problemy z równowagą, jeśli idę bez nich. Więc kijki to nie samo dobro – naprawdę upośledzają zmysł równowagi. Z drugiej strony tak bardzo odciążają stawy, i to nie tylko kolan, że warto.
Joanna Mostowska
Na wyprawach polarnych chodzi się na nartach i tu kijki są oczywiście niezbędne. Najlepiej brać nawet kije zapasowe. Na takie wyprawy biorę zwykłe metalowe kije, które się nie składają, bo każdy dodatkowy element to coś, co może się zepsuć. Kije na śnieg powinny mieć duży talerzyk.
Rafał Król
Moim zdaniem kijki to samo dobro. Chodzenie „na czterech łapach” odciąża stawy kolanowe i biodra, zmniejsza ryzyko poślizgnięcia i upadku. Jako gatunek bardzo szybko wstaliśmy z czterech łap na dwie tylne. Przez to kolana to najbardziej zawodne i obciążone stawy, które trochę nie nadążyły za ewolucją człowieka. Bez względu na to, czy jesteśmy w Bieszczadach czy w Tatrach, czy wędrujemy po płaskim czy w górach, kije nas odciążają i pozwalają przejść więcej przy mniejszym wysiłku.
Mała rada: w trudnym technicznie terenie warto wyjąć dłonie z pętli nadgarstkowych, by w razie upadku kijki nie utrudniały złapania się czegoś i odzyskania kontroli.
Używam dwóch modeli kijów. Na teren płaski i wyprawy na lekko: Ferrino Eiger o stałej długości 125 cm – to kije wybierane często przez biegaczy górskich. Na długie trekkingi na ciężko, w górach i przez cały rok: kije amerykańskiej marki MSR DynaLock Ascent Carbon L. Są co prawda cięższe, ale niezwykle wygodne i niezniszczalne.
Kamila Kielar
Tak! Dzięki kijkom nie tylko weselej się idzie. Dobrze używane kije to ochrona kolan, poprawa równowagi i bezpieczeństwa, mniejsze ryzyko kontuzji, a czasem również szybsze pokonywanie przeszkód (rzeka, kłoda). Lepiej nie machać nimi tylko w powietrzu, a nauczyć się, jak ich dobrze używać – zaskakująca większość osób w Tatrach czy Beskidach używa ich w sposób nieefektywny.
Od zawsze używam kijków marki Black Diamond i nie mam zastrzeżeń. Zwracam uwagę, by rączka była korkowa – czasem trzymasz ją w rękach po 14 godzin dziennie przez pięć miesięcy, więc ważne, by była przyjemna w dotyku. Jestem zwolenniczką zamykania flip lock, czyli kijkom skręcanym mówię nie, bo zawsze wcześniej czy później się rozluźniają. Flip lock to dużo bardziej niezawodny mechanizm i dzisiaj w zasadzie już standard.
Uwaga co do kijków z linką w środku: fajna sprawa, ale jeśli planujemy rozstawiać namiot na kijkach, warto wziąć takie, które mają chociaż jeden regulowany element.
Niedawno był trend super cieniutkich kijeczków, ale już się od tego odeszło, bo one się po prostu nie sprawdzały. Natomiast kije karbonowe nie pękają – niektórzy się o to boją.
Mateusz Waligóra
Korzystam z kijów, bo poprawiają moją stabilność i odciążają kręgosłup, a poza tym lubię zająć czymś ręce. Używam ich regularnie na wszystkich wyprawach.
Myślę, że jest problem z dostępnością dobrych kijów. W przeszłości korzystałem z kijów firm Kola oraz Lekki. Z tych drugich przestałem korzystać dwa lata temu. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie kupię kijów tej firmy i tego się trzymam, bo w ciągu kilku miesięcy padły mi trzy różne pary kijów karbonowych (problem z systemem blokowania i regulacją). Był to najwyższy model tej firmy. Dystrybutor i producent powiedzieli, że nie jestem w stanie tego naprawić i że nie mogą mi wysłać części zamiennych. Postanowiłem, że jeśli firma nie udostępnia części zamiennych i produkuje kije, których nie da się naprawić to powinna kompletnie zniknąć z rynku.
Obecnie używam głównie kijów firmy Black Diamond – na lince, typ Z. Nie korzystam z kijów karbonowych, bo są dla mnie zbyt delikatne, wolę modele aluminiowe. Na niektórych wyprawach używam kijów narciarskich Mountain Expedition – to jeden z najwyższych modeli firmy Swix.
Łukasz Supergan
Na długich dystansach używam kijków trekkingowych. Wyjątki od tej zasady są dwa: gdy wędruję łatwym, nizinnym szlakiem i gdy mój plecak jest bardzo lekki.
Na długich trasach kije trekkingowe spełniają wiele funkcji. Podczas podejść wspomagają pracę ciała, przejmując część ciężaru. Delikatnie opierając się na nich, pomagają mięśniom nóg. W trakcie zejść absorbują energię ruchu, która mogłaby obciążać kolana i stawy skokowe. Nawet na płaskim terenie, gdy jestem zmęczony, dodają pewnego rodzaju „kopa”. Kiedy wędruję z ciężkim plecakiem lub w trudnym terenie, stabilizują ciało.
W sezonie zimowym stają się niezwykle istotne. Marsz w śniegu, zwłaszcza gdy jest on sprężysty, oznacza konieczność pokonywania oporu masy białego puchu. Na śnieżnych szlakach, zwłaszcza tych zasypanych, utrzymanie równowagi może być trudne. Kiedy zakładam na nogi rakiety śnieżne, kijki stają się nieodzownym elementem.
Długość kijka trekkingowego to kluczowy parametr, zwłaszcza podczas zimowych wędrówek, gdy część kijka tonie w śniegu. Kijki powinny być o około 60 cm krótsze od wzrostu. Dla wysokiej osoby dobry będzie model o długości do 140 cm, dla osób niższych 120-125 cm wystarczy.
Kijki z blokadami w formie klamer są bardziej niezawodne, szybsze i łatwiejsze w obsłudze. Zimą praktycznie wszystkie kije skręcane przestają działać efektywnie, ponieważ ich wnętrze zamarza. Regulacja skręcanego kijka w zimie, zwłaszcza w grubszych rękawicach, wymaga znacznie więcej czasu.
Rączki wykonane z twardego plastiku są trwałe, jednak w upale mogą być nieprzyjemne w dotyku, a zimą słabiej izolują od chłodu. Dlatego wolę piankowe, które izolują i zapewniają pewny chwyt, szczególnie zimą. Ważne, by taki piankowy chwyt był nieco dłuższy, zakrywając kijek nawet o 20-30 cm poniżej miejsca dla dłoni. Taka konstrukcja umożliwia szybką zmianę chwytu podczas podejścia stromym zboczem.
Zdecydowanie polecam kijki z końcówkami wykonanymi z widii, a nie ze stali. Tylko widia utrzymuje ostrość przez tysiące kilometrów intensywnego użytkowania.
Podczas wypraw używam dwóch par, zależnie od warunków. Pierwsza to Black Diamond Distance Carbon Z. To bardzo lekkie kijki przeznaczone do wędrowania na lekko oraz biegów górskich. Szybko się je składa, dzięki lince znajdującej się wewnątrz, i zajmują mało miejsca po złożeniu. Wędrując, nie czuję ich praktycznie w rękach. To mój pierwszy wybór na trasy nie zimowe, a więc pozbawione śniegu, stosunkowo łatwe technicznie i poza górami wysokimi. Są wykonane z włókna węglowego i tworzywa. Drugiej pary używam zimą oraz w warunkach wysokogórskich, na lodowcach, a także tam, gdzie napotykam bardzo skalisty teren, piargi i skały. W takich miejscach lepiej spisują się twardsze kije aluminiowe Black Diamond Trail. Aluminium lepiej znosi kontakt ze skałą, a po założeniu zimowych talerzyków, są one idealnym wyborem na wędrówkę w głębokim śniegu. Model z 2016 roku przeszedł ze mną tysiące kilometrów.

Red.