W tym roku na Krakowskim Festiwalu Górskim znów będzie inspirująco. A to za sprawą naszego specjalnego gościa. Uwaga, uwaga… zaproszenie na Festiwal przyjęła sama Lynn Hill.
Lynn Hill (rocznik 1961) – nazwisko firmujące światowe wspinanie. Ikona, wspaniała atletka, wybitny wspinacz – wielkie słowa, ale w przypadku Amerykanki absolutnie na miejscu. Liderka kobiecego, i nie tylko, wspinania w latach 80. i 90. Nierzadko swoimi osiągnięciami zawstydzała mężczyzn. Goniła niemożliwe i pokazywała, że nie ma dla niej barier nie do przejścia.
Jon Krakaurer mówił o niej: „Jest nie tylko jedną z najlepiej wspinających się kobiet na świecie – ona jest jednym z największych wspinaczy wszech czasów”. Sama Hill mawiała, że nie trzeba być mężczyzną, żeby zrobić coś, co jest „pierwszym przejściem”. Kwintesencją takiej filozofii i niesamowitej determinacji w dążeniu do celu było oczywiście pierwsze klasyczne przejście The Nose w Yosemite – wydarzenie bez precedensu w historii wspinania. Ale Hill zostawiła trwały ślad także na kartach wspinania sportowego – w skałach i na zawodach.
To ona jako pierwsza wśród kobiet pokonała trudności 8b+, prowadząc Masse Critique w Cimaï w 1990 roku. W 1992 roku odnotowała wyjątkowe przejście, przechodząc OS linię Simon 10- (8a) na Frankenjurze. W latach 1986-1992 wygrała ponad 30 międzynarodowych imprez. Wśród jej zdobyczy są między innymi Puchar Świat w prowadzeniu, aż pięć tytułów prestiżowego Arco Rock Master (1987-90, 1990) i trzy wygrane w Bercy Masters (1987-1990).
Jednak wydarzeniem, które ugruntowało pozycję Amerykanki jako postaci wybitnej, było pierwsze klasycznie przejście Nosa (5.13+) na El Capitan w Yosemite w 1993 roku. Rok później Hill wróciła i zapisała w historii pierwsze jednodniowe przejście klasyczne, mieszcząc się w 23 godzinach. Wyczyn ten Magazyn Climbing uznał za jedno z najważniejszych dokonań XX wieku. Natomiast sama Hill nazywała to, co stało się na El Capitan, kulminacją 18 lat wspinania i niezwykle cennym doświadczeniem…. a do męskiej części środowiska wspinaczkowego zwróciła się zaczepnie słynnymi już słowami – „It goes, boys!”.
Jak przełomowe było to przejście, świadczy fakt, że dopiero 12 lat później sukces Hill powtórzył nie byle kto, bo sam Tommy Caldwell (tak tak, to ten on Dawn Wall), najpierw w zespole z żoną Beth Rodden, kilka dni później już indywidualnie w czasie 12 godzin. Jeden z dwóch kluczowych wyciągów Nosa, Changing Corners, Amerykanin wycenił na 5.14a. Musiało minąć kolejnych 9 lat, zanim The Nose znów został pokonany klasycznie, a zrobił to Jorg Verhoeven.