Na początku zaznaczę, że będzie to wpis o sprawach kobiecych na rowerze. Będzie o modzie, o urodzie i oczywiście nie może zabraknąć słów kilka o zdrowym odżywianiu. Za wybór tematyki męską część z góry przepraszamy, ale zarówno nasze kumpele z Polski, jak i spotkane po drodze w Azji kobiety, zapytują jak to sobie radzimy, że ciągle jesteśmy naturalnie piękne niczym Świtezianka o poranku.
O naszej bezdyskusyjnej świeżości decyduje kąpiel (albo jej brak). Z użyciem mydła, szamponu, bieżącej wody w miejscu zwanym łazienką – rarytas. Najczęściej (albo w sumie to jedynie) w dużych miastach gdzie w hostelach, czyli średnio raz na tydzień (czasami więcej, ale ciii:P). A co w międzyczasie? Ano, sprytne i wygimnastykowane z nas kobietki, więc nie ma dla nas problemu by wymyć się przy użyciu butelki z woda. Tylko wtedy rezygnujmy z użycia peelingu gruboziarnistego, maseczki na włosy, balsamu do ciała czy kremu do stop.
Wszystkie w/w kosmetyki zastępujemy niezawodnym mydłem, które w zależności od potrzeby może tez służyć jako proszek do prania (jeśli zdecydujemy się już na trud i upranie naszych rzeczy ręcznie, bo akurat hostel, w którym śpimy, jak na złość nie dysponuje pralką. Wtedy pranie zajmuje nam cały dzień, a wyrzynanie ubrań sprawia, że jesteśmy bardziej zmęczone niż po podjazdach w Pamirze). No właśnie, w Pamirze żeby się umyć wystarczyło znaleźć górski potok, zacisnąć zęby (oj zimna woda tam była) i szuru buru brudu nie widać (bo to że go nie ma, to w to już nie wierzę). Raz tez w celu uświęcenia naszych zmęczonych ciał poszłyśmy się odmoczyć w gorących źródłach w Bibi Fatimie. Wszak my nie marnujemy żadnej okazji zażycia kąpieli :)
Szczególny nacisk kładziemy na pielęgnację naszych twarzy. Mamy świadomość, że po powrocie noszenie chusty by zakryć spaloną słońcem twarz może być źle odebrane przez nasze społeczeństwo, więc stosujemy kremy z bardzo wysokim filtrem, przywiezione jeszcze z Polski. Bo niestety ale obawiamy się zakupu chińskiego kremu przeciwsłonecznego, gdyż one wybielają. Każda Chinka chce mieć porcelanowy odcień skóry i stosują na potęgę różne specyfiki wybielające. My wolimy jednak trend europejski i być opalanym niż wybielonym jak ś.p. Michael Jackson.
Włosy – czasami zwykle mycie i wyszczotkowanie nie wystarcza, by ukryć odrosty. Nie znając dokładnego terminu przyjazdu do Chengdu Agata nie mogła się umówić na koloryzację do fryzjera, więc razem z Anią przez godzinę pomagałyśmy wybrać odpowiedni odcień brązu dla Ogórka stojąc przed półką z chińskimi farbami. Po kolejnej godzinie spędzonej na farbowaniu w hostelowej łazience wyszło modne w poprzednim sezonie ombre. Tylko zamiast koloru brązowego jaki miała pani z pudełka wyszedł miedziany…. o my durne! przecież Chinki maja czarne włosy więc aby otrzymać brązowy kolor muszą je rozjaśnić. I tak Ogórek stał się rudzielcem:)
MUST HAVE!
Jak każda kobieta uwielbiamy modę i zakupy :) I tylko ograniczone miejsce w sakwach sprawia, że nie nabywamy kolejnej pary koszulki na poprawę humoru, bo wczoraj np. poszła dętka. Poza tym mamy nasze ukochane (wtf?:P) outfity rowerowe, w których każda kobieta czuje się… no właśnie. Spodnie z pielucha (zwaną też wkładką, czy po prostu “dupą”). Przede wszystkim liczy się komfort jazdy:) mamy takie same w wersji długiej. Odcień – czarny (w sumie to te spodenki to taka nasza”mała czarna” do wszystkiego i na każdą okazję :). Do tego koszulki z oddychającego i szybkoschnącego materiału (na podjeździe jest mokra, na zjeździe robi się już sucha). Wszystkie takie same, więc po praniu tylko po ilości plam, które zostały na zawsze odróżniamy, która jest czyja. No i hit sezonu lato w Azji 2013 na rowerze – nakrycie głowy – czyli niezawodny buff na każdą okazję. Jego wielofunkcyjność sprawia, że nie schodzi z głowy (albo po prostu się już nie odkleja :). Może być czapką, przepaską, gumką do włosów albo po prostu być na głowie:)
W naszej mobilnej szafie mamy jeszcze “normalne” ubrania. Np. dres, który wieczorem jest pidżamą, a w mieście wyjściowym “ciuchem”.
Przy doborze ubrań przed takim wyjazdem przede wszystkim należy położyć nacisk na funkcjonalność. Więc jeśli jakaś część garderoby przestanie być “fashion” (czyt. nie da się zszyć), to przechodzi recykling i staje się szmatą do czyszczenia łańcucha.
Kobieta na rowerze trzyma się też diety. Pamiętając o zasadach piramidy żywieniowej, smakujemy ciastka popijając je zdrowym napojem mlecznym o smaku orzechowym albo kiwi (na etykiecie żadnego “E” nie widzimy, więc chyba naturalne), po uprzednim zjedzeniu trzech obiadów (nie nasza wina, że Chińczycy jedzą na śniadanie ciepłą zupę z makaronem. Przecież nie będziemy tłumaczyć, że chcemy musli z naturalnym odtłuszczonym jogurtem, bo to jest zdrowe).
Po przejechaniu 5000 km zauważyłyśmy, że pojawiły się u nas i mięśnie. Najbardziej zaskoczyły nas te na rękach, bo przecież trzymamy je tylko na kierownicy, więc skąd te bicepsy? No i nasz chód już mało kobiecy, co skrzętnie zauważyły kiedyś chińskie dzieci naśladując prześmiewczo nasz chód – coś jak robot na bujance. A miałyśmy wrócić niczym aniołki z pokazów Victoria Secret.
A gdy jesteśmy już w dużych miastach i odpoczywamy, to niczym prawdziwe kobiety pachnące żelem i szamponem dwa w jednym dla mężczyzn (tak, miałyśmy taki kosmetyk swojego czasu przez przypadek) idziemy na window- shopping, na kawę, na ploteczki. I tylko wtedy z nostalgia w głosie wspominamy naszą garderobę w Polsce (przy okazji obiecuję sobie, że zszyję dziury w moim dresie przy najbliższej okazji… która od Uzbekistanu jeszcze nie nadeszła :).
Więcej informacji o wyprawie na stronie: kobietynarowery.com oraz https://www.facebook.com/kobietynaroweryhej
Kobiety na rowery