31 maja w Bieszczadach odbędzie się X Bieg Rzeźnika, 1 czerwca wystartuje II Rzeźniczek. Kto stoi za tymi imprezami? Z jakimi trudnościami trzeba się zmierzyć, żeby zorganizować wydarzenie na taką skalę i w takim miejscu? Dlaczego tak trudno o sponsorów Biegu Rzeźnika? Na te oraz wiele innych pytań odpowiadają dla Outdoor Magazynu A – organizatorzy Biegu Rzeźnika.
Michał Unolt, Aneta Żukowska: Przed nami jubileuszowa, X edycja Biegu Rzeźnika. Jak wyglądały początki tego kultowego biegu?
Mirosław Bieniecki: Pierwszy Bieg Rzeźnika to był efekt zakładu między grupą przyjaciół o to czy uda się w ciągu jednego dnia przebiec czerwony szlak bieszczadzki. Jaka była stawka zakładu – o tym krążą legendy. Faktem jest, że na starcie stanęło 10 osób, z czego bieg ukończyło 9. W drugiej edycji, w 2005 roku, na starcie stanęło już 47 osób, a 1/5 z nich nie ukończyła biegu. Bieg nie był jakoś specjalnie przez nas promowany, chociaż już wtedy pojawiały się pierwsze wzmianki w mediach. Podstawowym atutem była, i nadal jest, unikatowość tego biegu oraz jego wyjątkowa atmosfera – w końcu nie może być inaczej jeśli organizatorzy są jednocześnie pasjonatami biegania (prawie wszyscy główni organizatorzy ukończyli którąś edycję Biegu Rzeźnika!) i miłośnikami Bieszczad.
W ostatnich kilku latach biegi górskie zdecydowanie zyskały na popularności. Czy również na Rzeźniku przybywa chętnych do startu?
Jakub Lengiewicz: Ten wzrost popularności bardzo nas cieszy. Sami musimy w 100 procentach zaangażować się w organizację Biegu Rzeźnika i nie starcza już czasu, żeby samemu wziąć w nim udział; startujemy więc w innych biegach. Co do samego Biegu Rzeźnika, to jest on jednym z najbardziej rozpoznawalnych górskich biegów ultra, dlatego ten generalny wzrost popularności przekłada się także na liczbę chętnych do startu w „Rzeźniku”. Doskonale jest to widoczne, jeśli porównamy długość list startowych w kolejnych latach. Z uwagi na delikatne kwestie związane z zahaczaniem trasy Biegu o tereny Bieszczadzkiego Parku Narodowego w tym i w ubiegłym roku wprowadziliśmy limity startujących, dlatego trudno już tutaj mówić o takim bezwzględnym wzroście chętnych. O popularności może świadczyć to, że nasz wstępny limit 600 osób wyczerpał się w niecałą godzinę od rozpoczęcia zapisów.
W tym roku festiwale biegów górskich odbędą się w Krynicy, w Kotlinie Kłodzkiej i w Bielsku-Białej, do tego kilkanaście biegów ultra i maratonów górskich. Jak w tym towarzystwie radzi sobie Bieg Rzeźnika? Czy swego rodzaju konkurencja ze strony innych biegów działa na korzyść wszystkich biegów, czy też jesteśmy już świadkami „wyrywania” sobie biegaczy?
MB: Bieg Rzeźnika jest marką samą w sobie. Ma unikatową formułę, dziesięć lat tradycji, wysoką rozpoznawalność zarówno wśród biegaczy, jak i nie‑biegaczy. Ponadto, pomimo tak dużej liczby uczestników, staramy się cały czas dbać o tą świetną, kameralną atmosferę, którą pamiętamy z pierwszych edycji, gdzie do każdego zawodnika staraliśmy się podchodzić indywidualnie. Dlatego wierzę w to, że pomimo takiej mnogości innych biegów górskich w Polsce, Bieg Rzeźnika będzie miał cały czas swoją rzeszę fanów, którzy będą nas regularnie odwiedzać.
Konkurencja na pewno działa na korzyść biegaczy – daje im przede wszystkim o wiele szerszy wachlarz możliwości, ale również wpływa pozytywnie na jakość organizowanych imprez biegowych. Co do „wyrywania” sobie biegaczy, to chyba nie ma aż tak prostego mechanizmu. Nie zauważyłem takich tendencji.
Czy według Was jest jeszcze miejsce w kalendarzu dla kolejnych imprez górskich, czy powoli osiągamy limit?
JL: Myślę, że jest jeszcze dużo miejsca – widać to chociażby po tym w jak piorunującym tempie wyczerpują się limity zapisów w tych popularniejszych biegach. Sukces nowo powstających biegów zależeć będzie, moim zdaniem, od jakiegoś ciekawego pomysłu na bieg, np. od miejsca, czy formuły. Trzeba czymś tego biegacza przyciągnąć. Mamy nadzieję, że taką formułę zapewni przygotowywany przez nas na połowę października tego roku Maraton Bieszczadzki.
A właśnie. Czy możecie zdradzić więcej szczegółów na temat planowanego maratonu?
MB: Jesteśmy po wstępnych rozmowach z przedstawicielami Gminy Cisna oraz Stowarzyszenia Rozwoju Wetliny i Okolic. Mamy opracowaną bardzo malowniczą trasę i wszystko wskazuje na to, że w połowie października odbędzie się pierwsza edycja Maratonu Bieszczadzkiego. Z jednej strony ma być to bieg przygotowujący do Biegu Rzeźnika, a z drugiej – odpowiedź na zapotrzebowanie biegaczy, którzy chcieliby zmierzyć się z Bieszczadami biegnąc w pojedynkę, nie w parach. Poza tym, Bieszczady jesienią są przepiękne i sami mamy ochotę po nich pobiegać.
JL: A propos etapów przygotowań przedrzeźnickich, mamy plany żeby w przyszłym roku zorganizować obóz biegowy w Bieszczadach – specjalnie pod kątem startu w Biegu Rzeźnika.
Pomysły świetne, widoczny jest rozwój Waszych działań organizacyjnych. Mimo to, na stronie Biegu Rzeźnika rzuca się w oczy informacja o braku sponsora. Czy pierwszy raz macie tego typu problem, czy też jest to kwestia, z którą zmagacie się każdego roku?
MB: Brak sponsora to trochę i nasza wina, bo nigdy nie prowadziliśmy takich naprawdę rzetelnych działań mających na celu pozyskanie i utrzymanie dużego sponsora strategicznego. Wynika to z tego, że jesteśmy pasjonatami, którzy organizowaniem Biegu Rzeźnika, a teraz i Rzeźniczka, Biegu Po-lesie, a wkrótce też Maratonu Bieszczadzkiego, zajmują się w ramach hobby, dzieląc to zajęcie z codzienną pracą, rodziną i innymi obowiązkami. Jakoś tak to zwykle wychodziło, że niezależnie od wysokości wpisowego, liczby zawodników, ewentualnych sponsorów, rok w rok do tego hobby dokładaliśmy z własnej kieszeni. Tak to z hobby bywa…
Na ile czasu przed imprezą zaczynacie poszukiwania sponsora?
JL: Różne działania prowadzimy na okrągło. Bardziej nasilają się na około pół roku przed imprezą.
Jakie marki wspierały dotychczas Bieg Rzeźnika? I jak układała się współpraca ze sponsorami?
MB: Wśród dużych marek finansowo wspierał nas Salomon, który był głównym sponsorem VIII edycji Biegu, a także firmy Gore czy The North Face, które to firmy wspierały nas w poprzednich latach. Współpraca z tymi firmami układała się dobrze, ale niestety nie rozwinęła się w formę strategicznego sponsoringu, na którym moglibyśmy polegać planując kolejne edycje Biegu.
JL: W tym roku współpracujemy z firmami Marma Polskie Folie, Millenium Hall i Lenko S.A., Dariuszem „Tigerem” Michalczewskim, firmą Nutrend a także klubem Tatra Team Zgórmysyny, firmą Trans-kom oraz firmą IceBug.pl.
MB: Warto dodać, że są też osoby, uczestnicy Biegu, które zdecydowały się nas wesprzeć finansowo indywidualnie lub swoją firmą i chcą pozostać anonimowe.
Rzeczywiście wśród Waszych sponsorów tym roku nie ma marek stricte związanych z outdoorem. Co sprawiło, że współpraca z poprzednimi sponsorami się zakończyła?
MB: Cóż, niektóre firmy po prostu „zmieniły strategię marketingową”, inne mają swoje własne imprezy, na których się skupiają…
W jaki sposób firmy, które odmawiają współpracy argumentują swoją decyzję? Nie można chyba zrzucać wszystkiego na ograniczenie budżetów, skoro sporo firm angażuje się w sponsoring dużo droższych imprez, choćby maratonów ulicznych w dużych miastach.
MB: Różnie. Przede wszystkim firmy mówią o ograniczaniu wydatków na marketing.
Na jakie korzyści mogą liczyć sponsorzy Rzeźnika?
JL: Bieg Rzeźnika jest chyba najbardziej rozpoznawalnym biegiem górskim ultra w Polsce. Koszulka z Biegu przykuwa uwagę i często jest pretekstem do rozpoczęcia dyskusji na tematy związane z bieganiem. Sam w takich koszulkach chodzę i biegam, więc wiem (śmiech). Dlatego można sobie wyobrazić jaki efekt marketingowy może dać dyskretne logo sponsora na rękawku niemal tysiąca biegaczy, a tyle będzie ich w tym roku. Biegaczy, którzy biegają po całej Polsce.
MB: Informacje o Biegu Rzeźnika przewijają się przez media w ciągu całego roku. I nie chodzi tylko o czasopisma branżowe, ale również o wszelką tematykę związaną ze sportem, turystyką i stylem życia. Artykuły o biegu pojawiały się m.in. w takich tytułach jak Newsweek, Gość Niedzielny, Rzeczpospolita, a także w wielu portalach poświęconych górom.
Ile kosztuje zorganizowanie takiej imprezy jak Bieg Rzeźnika?
JL: To bardzo proste: proszę przemnożyć liczbę osób startujących przez wysokość wpisowego. To daje kwotę rzędu 150 tys. zł. Nie wliczamy tu kosztu naszej pracy, a jest to kilka osób przez cały rok oraz kilkudziesięciu wolontariuszy przez trzy-cztery dni, ponieważ nie bierzemy za nią wynagrodzenia.
Co jest najbardziej kosztowne i najbardziej pracochłonne przy organizacji takiego biegu?
MB: W przypadku Biegu Rzeźnika, najbardziej kosztowną pozycją w kosztorysie jest sprowadzenie w Bieszczady obsługi biegu i ich zakwaterowanie. Drogie są także koszulki, gdyż staramy się, żeby były to porządne, techniczne modele. Kosztowne są również autokary, którymi trzeba zawieźć uczestników z Cisnej do Komańczy na start, a potem zwozić ich partiami z mety w Ustrzykach z powrotem do Cisnej. A do tego jest jeszcze mnóstwo małych pozycji, które powodują, że chyba tylko raz udało nam się zamknąć budżet bez straty. Ale wtedy nadwyżkę przeznaczyliśmy na kolejny niedochodowy bieg – Bieg Polesie.
JL: Najbardziej pracochłonne jest na pewno dogranie wszystkiego przed biegiem. Są setki szczegółów, które muszą zadziałać: współpraca z Parkiem, Nadleśnictwem, GOPR-em, pogotowiem ratunkowym, z Gminami Cisna i Komańcza, z Policją, Strażą Graniczną, zapewnienie miejsc na Biuro Zawodów i punkty kontrolne, zapewnienie kilkudziesięciu wolontariuszy, plus wikt i opierunek dla nich, pasta party i posiłek na mecie, oprawa zakończenia, zapisy online i obsługa zawodników w miesiącach poprzedzających start… W okresie okołobiegowym, czyli od czwartku do soboty, jest kulminacja intensywności pracy, jednak gro nakładu pracy rozkłada się na miesiące przed biegiem.
MB: Można też powiedzieć, że przygotowania trwają właściwie od 10 lat, bo ciągle nabieramy nowego doświadczenia, a tak poważnie mówiąc – pierwsze sprawy związane z organizacją X edycji zaczęliśmy załatwiać podczas IX Biegu. Tak jest co roku. Nie jesteśmy z Bieszczad, więc wykorzystujemy każda okazję, aby posunąć sprawy organizacyjne do przodu.
Co Waszym zdaniem sprawia, że sponsorzy wolą angażować się we wsparcie imprez miejskich – maratonów czy półmaratonów – a taka świetnie rozpoznawalna i wyjątkowa, dzięki okolicznościom przyrody i trudnościom trasy, impreza górska boryka się z problemami? Przecież organizacja imprezy w mieście musi być kilka razy droższa niż biegu górskiego.
JL: Myślę że nie o pieniądze tutaj chodzi, a raczej o pomysł na wykorzystanie tego potencjału. Biegi miejskie są w gruncie rzeczy do siebie podobne, zatem łatwiej jest opracować plan marketingowy związany z takim biegiem i oszacować potencjalne korzyści. Biegi górskie ultra, a w szczególności już Rzeźnik, są to imprezy specyficzne; na pewno o bardzo dużym potencjale z punktu widzenia sponsora, ale też i wymagające indywidualnego podejścia do tematu. I być może tego właśnie brakuje.
Firmom podejmującym współpracę z organizatorami imprez sportowych zależy przede wszystkim na rozgłosie medialnym i budowaniu swej marki poprzez rangę imprezy. Jak wygląda kwestia promocji Rzeźnika w mediach?
MB: W minionych latach relacje oraz wywiady pojawiały się m.in. w TVP1, TVN oraz w TVP Rzeszów, radiowa Trójka obejmowała Bieg patronatem medialnym, relacje pojawiały się w Radiu Bieszczady, Radiu Rzeszów oraz w wielu innych stacjach. Szeroko obecny jest także w Internecie, w tym na portalach informacyjnych np.: onet. interia.pl; portale specjalistyczne, m.in.: polskabiega.pl, biegi.pl, maratonypolskie.pl, bieganie.pl, ultrabiegi.pl, napieraj.pl, biegajznami.pl, biegigorskie.pl, strony związane z Bieszczadami, w magazynach sportowych, m.in. Bieganie, Runner’s World, Extreme, n.p.m., a także w tygodnikach: w Newsweeku, Wprost, Gościu Niedzielnym. Piszą o nim dzienniki ogólnopolskie , m.in. Rzeczpospolita, Gazeta Wyborcza oraz lokalne, jak np. Super Nowości. To wszystko daje niezły potencjał, który, mamy nadzieję, zostanie w końcu dostrzeżony.
JL: Warto dodać, że z roku na rok staramy się prowadzić coraz intensywniejsze działania promocyjno-medialne. Dwa lata temu widziałem raport przygotowany przez jedną z agencji marketingowych, który pokazywał wartość obecności Biegu Rzeźnika w mediach i przyznam, że już połowa tej wartości pozwalałaby na zorganizowanie Biegu.
MB: Od pierwszych edycji staramy się dostarczać mediom informacje na temat Biegu, zapraszamy przedstawicieli różnych mediów, sami udzielamy wywiadów w stacjom radiowym, telewizji, piszemy do magazynów. Krąg dziennikarzy zainteresowanych biegiem rośnie z roku na rok i coraz częściej można przeczytać, usłyszeć lub zobaczyć materiały na temat Biegu. Pewnie można to poprawić: pracujemy nad tym, aby w tym roku przygotować więcej dobrych zdjęć z biegu, otwieramy nowy portal łączący wszystkie organizowane przez nas imprezy, na pewno musimy rozbudować stronę facebookową.
Czy potencjalni sponsorzy, z którymi rozmawiacie, nie chcą ingerować w nazwę imprezy, by dodać nazwę swojej marki? Czy w przypadku takiej propozycji zgodzilibyście się na przemianowanie Biegu Rzeźnika?
MB: Zmiana nazwy Biegu Rzeźnika to byłby dla sponsora przysłowiowy strzał w stopę – Bieg Rzeźnika ma wyrobiona markę i nazwa utrwaliła się już w świadomości polskich biegaczy, i nie tylko. Być może, w przypadku naprawdę dużego sponsora bylibyśmy w stanie pójść na ustępstwo typu „Firma X – Bieg Rzeźnika”, ale na pewno nie na ustępstwo typu „Bieg Firmy X”.
Czyli w obliczu braku sponsora, Rzeźnik jest w pełni finansowany przez uczestników. Czy stąd dość wysokie wpisowe (170 zł/osobę)? Czy w przypadku pozyskania sponsora wpisowe w latach kolejnych może zostać obniżone?
JL: Wysokość wpisowego wynika z kosztorysu, który robiony jest prawie „na styk”, czyli de facto, można powiedzieć, że w tej chwili Rzeźnik jest finansowany przez uczestników.
MB: Co do obniżenia wpisowego – wszystko zależy od poziomu sponsoringu, jaki byśmy pozyskali. A że nasze Stowarzyszenie prowadzi szerszą działalność, organizujemy Bieg Polesie oraz planujemy zorganizować Maraton Bieszczadzki – imprezy, które trzeba będzie trochę dofinansować, dlatego liczymy jednak na pewien dodatni bilans z Biegu Rzeźnika. Zobaczymy.
A teraz już abstrahując od kwestii sponsorów, czy na tegoroczną edycję Biegu Rzeźnika przygotowywane są jakieś nowe atrakcje?
MB: Są plany przeprowadzenia sobotniego pilotażowego Biegu Rzeźnika „z powrotem” – z Wołosatego przez Ustrzyki Górne aż do Cisnej. Wszystko zależy od naszych mocy przerobowych oraz od znalezienia chętnych do pokonania tego morderczego dystansu dwa razy dzień po dniu, choć o to drugie się nie martwimy – na Bieg Rzeźnika przybywa zadziwiająco dużo szaleńców (śmiech).
JL: Wielkich atrakcji nie przewidujemy: skupiamy się przede wszystkim na poprawie jakości obsługi uczestników Biegu. Większe plany mamy na kolejne edycje, kiedy chcielibyśmy, aby Bieg stał się główną imprezą Bieszczadzkiego Festiwalu Biegowego. Ale to za rok. W tym roku Mirka żona rodzi tydzień po Biegu i nie chcemy ryzykować, że Mirek nie zdąży wrócić do Gliwic na poród.
W takim razie trzymamy kciuki! A skoro mowa o dzieciach, skąd pomysł na bieg Rzeźniczek?
JL: Pomysł na ten bieg kiełkował w naszych głowach przez kilka lat. Jest to bieg, który pozwala poczuć klimat Biegu Rzeźnika tym, którzy z różnych powodów nie mają możliwości wystartować na pełnym dystansie rzeźnickim. Tak więc jest to opcja dla mniej wytrenowanych biegaczy górskich, dla tych, którzy musieli przedwcześnie zakończyć Bieg Rzeźnika z powodu kontuzji partnera, dla tych, którzy w ubiegłych latach startowali w Sztafecie Przyjaciół Rzeźnika – z przyczyn organizacyjnych sztafeta została wycofana – oraz dla tych, którzy dzień wcześniej pracowali w obsłudze Biegu Rzeźnika i chcieliby też pobiegać po Bieszczadach.
MB: Sam bieg ma bardzo atrakcyjną formułę. Start honorowy w Cisnej, a zaraz potem wsiadamy do specjalnie podstawionego składu Kolejki Bieszczadzkiej (stąd limit 200 osób), który zawozi zawodników do stacji Balnica, gdzie następuje start ostry. Nieco ponad 25-kilometrowa trasa wiedzie w dużej części trudnym szlakiem granicznym aż do Okrąglika, gdzie skręcamy w czerwony szlak w stronę Cisnej. O trudności świadczy fakt, że w pierwszej edycji Rzeźniczka w ubiegłym roku, najszybszy zawodnik, Tomasz Lib, przebył ten dystans w 2h48min.
Czy możecie opowiedzieć trochę o sobie? Kto organizuje Bieg Rzeźnika?
Mirek Bieniecki: Jestem socjologiem, prezesem Instytutu Studiów Migracyjnych. Ogólnie mówiąc – zajmuję się badaniem migracji oraz pogranicza polsko-ukraińskiego. Poza tym bawię się trochę w archeologa i – ostatnio coraz bardziej – angażuję się w organizację biegów – tak wychodzi.
Jakub Lengiewicz: Na co dzień pracuję jako adiunkt w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN, gdzie prowadzę bardzo ciekawy projekt badawczy, rodem z Science Fiction, dotyczący programowalnych układów zmiennokształtnych. Drugą moją pasją jest bieganie długich dystansów oraz… organizowanie Biegu Rzeźnika.
JL: W ścisłej ekipie organizacyjnej jest również jeden z „ojców” Biegu Rzeźnika i jego dwukrotny zwycięzca – Jarek Bieniecki, brat Mirka oraz Anna Bieniecka. Jarek jest doradcą strategicznym w jednej z większych firm konsultingowych i ostatnio więcej bawi się w MMA niż biega. Ania, żona Mirka, jest prawnikiem, prowadzi kancelarię prawną w Gliwicach i – pomimo, że sama kończyła Bieg dwa lata temu – chwilowo nie biega, bo tydzień po Rzeźniku spodziewa się dziecka.
Poza tym w naszej ekipie są ludzie z całej Polski, nasi rodzice i inni członkowie rodzin oraz przyjaciele i inni pasjonaci Biegu, którzy kreują atmosferę imprezy, a którzy na co dzień zajmują się czym zupełnie innym. Mamy tu prywatnych przedsiębiorców – wśród nich dyrektorzy i prezesi rozmaitych firm – ale są także sędziowie, wykładowcy, różnego rodzaju specjaliści, poszukiwacze skarbów, naukowcy, studenci i artyści.
Pozostaje nam więc życzyć Wam sukcesów organizacyjnych i sportowych!
Comments 1