Albin Marciniak to miłośnik i znawca Tatr jakich mało. Obsesyjnie zakochany w górach, powraca w nie od 34 lat, za każdym razem niezmiennie urzekany ich pięknem. Orla Perć – jeden z najtrudniejszych szlaków w Polsce – nie skrywa już przed nim tajemnic – tak przynajmniej mogłoby się wydawać, biorąc pod uwagę fakt, że przeszedł ją w całości 51 razy. A jednak ciągle na nią powraca. Postanowiliśmy zapytać wędrowca o jego relację z Tatrami, magnetyzm Orlej, a także – kilka wskazówek praktycznych dla nieco mniej doświadczonych turystów.
***
Michał Gurgul: Znając Twoje opowieści i fotografie z Tatr trudno nie odnieść wrażenia, że jesteś w tych górach zakochany. Jak wyglądały początki tej miłości?
Albin Marciniak: Doskonale pamiętam swój pierwszy wyjazd w Tatry. Namówiło mnie dwóch starszych kolegów. 13 czerwca 1984 r. dotarliśmy do Zakopanego, skąd (jeszcze wtedy Autosanem) dojechaliśmy po „kocich łbach” na Włosienicę. W schronisku nad Morskim Okiem zjedliśmy śniadanie po czym wyruszyliśmy w góry. Przez Świstówkę doszliśmy do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Schronisko w „Piątce” było naszą bazą wypadową przez kolejne 3 dni. Pamiętam ten wyjazd wyjątkowo dobrze, bo spotkaliśmy wtedy Olę Kiełb (na rok przed powstaniem Starego Dobrego Małżeństwa), która przypadkiem zaczęła grać na gitarze jednego z naszych kolegów.
Później trafiłeś do wojska, los rzucał Cię poza granice kraju, a jednak w te góry wracałeś.
Tak, starałem się odwiedzać Tatry jak najczęściej. Czy to w wojsku, czy później w ramach oddziału PTTK KMHiL, nad którym przez pewien czas sprawowałem pieczę, organizowałem różne akcje i rajdy górskie. Praktycznie co weekend byłem na jakimś wyjeździe w górach. Był pewien okres, gdy odwiedzałem je rzadziej, jednak siła ciążenia górskiego była na tyle mocna, że zawsze wracałem w Tatry – byłem w nich już chyba 500, 700, 800 razy? Nie potrafię tego zliczyć. Nie wiem czy mogę powiedzieć, że to się nasila, ale na pewno nie odpuszcza. Fascynacja tymi górami nie ustępuje. Nie potrafiłbym zamieszkać w miejscu, z którego byłoby zbyt daleko w Tatry.
Początkowo kolekcjonowałeś wszystkie możliwe pieczątki i odznaki górskie, jednak z tego co wiem ta historia miała dość przykre zakończenie?
To prawda, miałem wtedy taki ulubiony kapelusz, do którego przyczepiałem wszystkie te górskie pamiątki. Pewnego razu jechaliśmy z kolegami na Babią Górę. Podczas przesiadki w Suchej Beskidzkiej wysiadłem z autobusu zapominając o kapeluszu. Autobus dość długo nie odjeżdżał, a my jedliśmy śniadanie czekając na kolejne połączenie. Niestety, gdy w końcu zorientowałem się, że czegoś mi brakuje, autobus odjechał. A wraz z nim – moje najważniejsze zdobycze górskie.
Kiedy po raz pierwszy przeszedłeś Orlą Perć?
Pierwszy raz przeszedłem Orlą Perć w 1986 r., od Murowańca do Pięciu Stawów, cały czas w totalnej mgle. Dzięki temu nie widziałem przepaści, a tym samym w ogóle się nie bałem. Udało się nam, ale w ogóle nie byłem z tego dumny. Wtedy nie miałem jeszcze świadomości czego dokonałem – że pierwszy raz przeszedłem Orlą Perć (i to w wersji dłuższej, z Murowańca – krótsza to pętla od „Piątki” do „Piątki”). Później jednak przez lata nie wróciłem na ten szlak. Dopiero po powrocie do kraju w 1991 r. moja przygoda z „Orlą” zaczęła się na dobre. Drugie przejście odbyło się przy pięknym słońcu – to były dwa różne światy, wtedy poczułem adrenalinę. Później zdarzało się, że Orlą pokonywałem kilka razy do roku.
Minęły 33 lata, przeszedłeś ten szlak 51 razy. Jakie zmiany zaobserwowałeś przez ten czas na Orlej Perci?
Niesamowicie zwiększył się ruch. Dawniej perć można było pokonywać w obie strony, od Zawratu po Kozi Wierch, czyli na odcinku dzisiaj jednokierunkowym. Wtedy ruch był na tyle niewielki, że ograniczenie nie było potrzebne. Podczas swoich pierwszych przejść mijałem tylko kilka osób przez cały dzień. W tamtych czasach gdy kogoś spotykałem, przysiadaliśmy na kamieniu, gadaliśmy chwilę i częstowaliśmy się herbatą z termosów ze szklanym wkładem. Nie było liofilizatów, żeli energetycznych, ani nawet batonów takich jak Mars. Każdy miał kanapki, jajka, pomidory, konserwy tyrolskie.
Zmieniła się żywność i sprzęt – czy w związku z tym przejście Orlej Perci jest dzisiaj łatwiejsze?
Jest łatwiej, ale głównie ze względu na to, że jest więcej informacji. Wówczas było tylko kilka map – korzystałem ze starych, odtajnionych map wojskowych. To były mapy w arkuszach, jeden miał wymiary 40×60 cm. Same Tatry składały się z kilkunastu takich arkuszy, po rozłożeniu zajmowały łącznie jakieś 3 mkw. Wtedy dokładna mapa była potrzebna – nie było urządzeń GPS.
Czy przez ten czas zmienili się również turyści?
Niestety tak. Wtedy w schroniskach odbywały się wspólne biesiady: wszyscy dzielili się tym co mieli, panowała niesamowita atmosfera. Było to coś, co do powinno trwać nadal, ale tak nie jest. Brakuje wzajemnego szacunku pomiędzy ludźmi spotykającymi się w górach, szacunku obecnego niegdyś na każdym kroku. Wtedy wszyscy witali się mówiąc „Cześć!”, nie było „Dzień dobry”, bo w górach każdy był i powinien być równy.
Jakich rad udzieliłbyś osobie, która idzie na Orlą Perć po raz pierwszy?
Przede wszystkim należy się dobrze przygotować psychicznie, mentalnie. Jeśli ktoś ma problemy z wysokością, z otwartą przestrzenią, której na Orlej jest cała masa, lepiej przygotować się na innych szlakach, na innych górach – tam gdzie jest łatwiej. Niestety spotykam osoby, które chwalą się, że w Tatrach są po raz pierwszy i idą na Orlą Perć. To jest zła kolejność. Natomiast jeśli ktoś ma już trochę doświadczenia, ale nie czuje się jeszcze na siłach, może spróbować rozbić sobie szlak na różne etapy lub warianty, zaczynając zawsze ze schroniska w Dolinie Pięciu Stawów, np:
- z Zawratu do Koziej Przełęczy – jeżeli drabinka na przełęczy pospina komuś już wszystkie mięśnie może w tym miejscu zejść do Pustej Dolinki i z powrotem do Pięciu Stawów,
- z Zawratu na Kozi Wierch – nieco dalej, zejście ze szczytu Szerokim Żlebem, czyli szlakiem czarnym do Pięciu Stawów,
- z Koziego Wierchu przez Granaty do Doliny Gąsienicowej, żółtym szlakiem
- z Koziego Wierchu przez Granaty i dalej na Krzyżne – zejście z powrotem do Doliny Pięciu Stawów
Masz swój ulubiony fragment Orlej Perci?
Najpiękniejszym odcinkiem jest dla mnie fragment od Orlej Baszty po Budzową Igłę. Ludzie tu przemykają, a ja lubię przysiąść tam na półce skalnej. Mam wtedy cały świat dla siebie: rozległą panoramę obu dolin i małopolski – przy dobrych warunkach widać grzbiet Babiej Góry i Policy; całą grań Tatr Wysokich po słowackiej stronie; Dolinę Buczynową i próg ściany stawiarskiej, czyli krawędź, z której opada Siklawa. To cudowne miejsce.
Jaki jest najtrudniejszy odcinek?
Zejście z Małego Koziego Wierchu i trawers Żlebu Honoratki. Jeśli ktoś nie ma wystarczającego doświadczenia, obycia, wystarczy drobne załamanie pogody lub wilgoć (a tam najdłużej utrzymuje się śnieg i większość roku jest wilgotno) by na tym fragmencie było bardzo niebezpiecznie. Podobnie na Koziej Przełęczy Wyżniej.
Wspomniałeś, że lubisz przysiąść na półce skalnej i chłonąć widoki, atmosferę. Co w takim razie sądzisz o przejściach rekordowych, takich jak to Filipa Babicza, który w zeszłym roku przebiegł Orlą Perć w nieco ponad godzinę?
Podczas mojego ostatniego przejścia w lipcu tego roku spędziłem na szlaku 14 godzin. Idę w góry po to, żeby być w nich jak najdłużej, by je czuć, by zrobić całą masę kolejnych zdjeć (galeria zdjęć Albina z Orlej Perci). Uwielbiam „przysiąść”. Dlatego nie do końca rozumiem bieganie Orlą Percią, pobijanie rekordów, ale to są dwa światy – kwestia indywidualnego wyboru. Nie przeszedłem Orlej Perci 51 razy, aby pobijać rekordy, ale dlatego, że po prostu uwielbiam to miejsce ponad wszystko.
Przypuszczam, że w takim razie na Orlą wrócisz jeszcze nie raz?
Oczywiście. Gdy tylko będę miał trochę wolnego czasu, więcej niż jeden dzień – bo iść na Orlą Perć i nie przenocować w schronisku w Pięciu Stawach to grzech!
Życzę Ci w takim razie wielu dni i nocy na szlakach i w tatrzańskich schroniskach. Dzięki za rozmowę.
***
Szczegółowy opis przejścia Orlej Perci znajdziecie na stronie Klubu Podróżników Śródziemie”
Trzecie już wydanie mapy i panoramy Orlej Perci, której autorem jest Albin Marciniak, znajdziecie TUTAJ. To ta sama mapa, która od kilku lat wisi w kuchni turystycznej w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów.
***
Albin Marciniak – dziennikarz, fotoreporter, poszukiwacz i odkrywca miejsc mało znanych. Dobry duch krakowskiego środowiska podróżniczego, opiekuje się Klubem Podróżników Śródziemie, gdzie organizuje cotygodniowe spotkania i slajdowiska. Od lat współpracuje z portalem Onet Podróże. Zapoczątkował akcję sprzątania Tatr, stworzył Aleją Odkrywców i Zdobywców w Krakowie. Opracował i wydał mapy polskich zamków, podziemi oraz wspomnianą mapę Orlej Perci.
Michał Gurgul